MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 1 marca 2012

Śmierć - z cyklu Anioły Mojego Dzieciństwa

Nie pamiętam ile wtedy miałam lat. Pewnie byłam w IV klasie podstawówki. Mieszkałam wtedy jeszcze w Moim Mieście. Mieszkaliśmy na osiedlu wybudowanym w latach 50-tych ubiegłego wieku i całe osiedle w swych kilku dwuklatkowych dwupiętrowych blokach miało niewiele więcej mieszkań niż blok, do którego wprowadziliśmy się w Innym Mieście. Moja koleżanka z klasy mieszkała już wtedy w bloku nr 5 - jej rodzina przeprowadziła się do bloku przed naszym blokiem, bo zwolniło się tam większe mieszkanie. My też niegdyś przeprowadziliśmy się do naszego bloku z pierwszego bloku z tych samych powodów.
Osiedle było tak małe, że wszyscy jego mieszkańcy znali się pewnie na wylot. My, dzieci, znałyśmy wszystkie dzieci i ich rodziców. Pozostałych dorosłych kojarzyło się w zależności od tego, jaki kontakt się z nimi miało. W jednym z bloków na parterze mieszkał szewc, który miał warsztat w kuchni przy piecu. W jego mieszkaniu pachniało zawsze butaprenem. Szewc miał dorosłe dzieci, które już były na swoim. W naszym bloku mieszkała krawcowa, u której całe osiedle szyło ubrania. A my dzieci chodziłyśmy po ścinki materiałów na ubranka dla lalek itp. Krawcowa też miała już dorosłe dzieci. Jej córka przyjeżdżała czasami ze swoim synkiem, który był strasznie grubym dzieckiem. Nigdy dotąd nie widziałyśmy grubego dziecka. W ostatnim bloku mieszkał stróż - administrował zielenią osiedla. Kiedyś, gdy ścinał żywopłot olbrzymim sekatorem, podłożyłam swoją rękę i przeciął mi skórę między palcami. Robiliśmy wtedy szałas i materiał był potrzebny, więc niecierpliwie, pomimo upomnień wepchałam łapy pod nożyce. Poszłam do domu, wyciągnęłam klucz spod wycieraczki i dopiero wtedy polała się krew. Zemdlałam w łazience trzymając dłoń pod zimną wodą (ciepłej przecież nie było). W bloku przed naszym blokiem mieszkała pielęgniarka robiąca wszystkim na osiedlu zastrzyki (mnie to już w szczególności) i samotna staruszka - matka aktora. Staruszką opiekowała się Mama z Góry Mojej Młodszej Siostry. Którejś nocy staruszka umarła. Mama z Góry opowiadała potem, że nagle i bez powodu otwarły się obie kwatery okna w jej mieszkaniu w małym pokoju o czwartej nad ranem. Dobrze, że było lato - mówiła.
Wszystkie dzieciaki bardzo przeżywały tę śmierć. Choć staruszkę widywałyśmy rzadko - czasem tylko wyglądała przez okno. Myślę, że większość z nas po raz pierwszy zetknęła się wtedy ze śmiercią. Ja na pewno.
Natomiast pewna, inna śmierć wstrząsnęła nami - dziećmi straszliwie. Co prawda traktowałyśmy ją, jak kolejne ciekawe zdarzenie, których nam życie w owych czasach nie szczędziło. Myślę, że ta śmierć wstrząsnęła przede wszystkim młodzieżą i dorosłymi mieszkańcami naszego osiedla i całego Mojego Miasta. Otóż pewien 17 letni chłopak z bloku, w którym mieszkał szewc, powiesił się na pasku od spodni na poręczy na klatce schodowej na przeciw mieszkania swojej dziewczyny. Zostawił list, że przez jej odmowę popełnia samobójstwo. Była to klatka schodowa, na której mieszkała moja koleżanka, która przeprowadziła się do bloku nr 5 - przed naszym blokiem. Idąc do szkoły zawsze wstępowałam po moją koleżankę. Były to czasy bez domofonów, więc wychodziłam na drugie piętro i jeszcze musiałam czekać, bo moja koleżanka zawsze się guzdrała. No i pewnego dnia zatrzymała mnie milicja i nie pozwoliła mi wejść do klatki.
Bardzo długo potem wszyscy opowiadaliśmy i roztrząsaliśmy tę sprawę. Żyliśmy tą śmiercią, choć dorośli zabraniali nam o tym mówić.
Niedługo po tym incydencie wyprowadziliśmy się do Innego Miasta.
Moja Starsza Siostra miała zdjęcie legitymacyjne tej dziewczyny, przez którą podobno powiesił się ów chłopak. Przez długie lata potem, już w Innym Mieście, oglądając to zdjęcie zastanawiałam się, co dzieje się z tą dziewczyną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz