Kiedy mamusia pokazywała ci wielkie kominy mówiąc, że tu produkowane są chmury, z wielką radością, ale równocześnie najnaturalniej w świecie stwierdziłaś:
- A, to tutaj mieszkają kominy.
Tak, jakbyś mówiła:
- A, to tutaj mieszka Gabryś.
Pamiętasz, jak znalazłszy linijkę w małym pokoju zapytałaś mnie, co to jest? Moje tłumaczenie na nic by się zdało. Musiałam pokazać ci do czego służy linijka. Aby mała dziewczynka mogła wykorzystać linijkę, najlepiej narysować dom - pomyślałam. Rysowałyśmy więc ścianę za ścianą, spadzisty dach, okna, drzwi i dym z komina. Przy czym w twojej wyobraźni powstał dymzkomina, jako jeden twór, któremu w dodatku nadałaś osobowe cechy.
W moich dziecięcych rysunkach zawsze z komina leciał dym. Jeszcze wtedy o tym nie wiedziałam, dzisiaj też raczej na własny użytek analizuję, że dym z komina musi symbolizować ciepło, a i zapewne dobry obiad gotujący się na piecu. Moje dzieciństwo to czas pieców w kuchni i w pokojach. Skoro leciał dym z komina, dom musiał być zamieszkały, w dodatku było w nim ciepło, więc i przytulnie. W kuchennym piecu paliło się każdego dnia w roku. Toteż skoro leciał dym z komina nie trzeba było roztrząsać, czy pali się w kuchennym, czy w pokojowym piecu. Bo w pokojowym mogło się palić. W kuchennym musiało się palić. Więc dym z komina to ciepło, przytulność i obiad. No więc mama. Mama - prawdziwy dymzkomina. Skąd w takim maleństwie, jak ty, taka głębia? Wielopokoleniowe, wielokulturowe kody archetypiczne?
Małe dzieci naprawdę są największymi filozofami. Szkoda, że świat ludzi dorosłych narzuca tym największym filozofom swoje spojrzenie i rozumienie zjawisk, że niszczy w dzieciach ich naturalność i umiejętność dziwienia się, badania i poznawania. Podkłada do wyuczenia gotowe formułki na wszystko, wzory, definicje i twierdzenia.
Chciałabym skarbie, byś jak najdłużej żyła w rzeczywistości, w której kominy mają swój dom i mieszkają w nim z dala od beznamiętnego świata dorosłych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz