MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 18 września 2016

Maszkowice - Góra Zyndrama

Stare, na wpół zdziczałe jabłonie, każda rodząca jabłka innego gatunku, rosły na wschodnim stoku Góry Zyndrama w Maszkowicach k/Łącka. (Łącko słynie z sadownictwa). Tylko korony rosnących najwyżej drzew sterczały nieco ponad wygładzoną przed blisko 4. tysiącami lat ręką człowieka powierzchnię góry. Sad nie był ogrodzony. Dojrzałe owoce prawie na naszych oczach spadały na ziemię. Grzech było ich nie popróbować. Jedna jabłoń urodziła jabłka wyjątkowo soczyste i słodkie. Napchaliśmy nimi mój mały plecak i teraz się nimi opychamy, wspominając ten piękny dzień.
Bo tak w zasadzie to dzień miał być nieciekawy. Prognozy zapowiadały deszcz, ale już z samego rana słońce zrobiło maleńką dziurę w chmurach i z każdą godziną dziur robiło się więcej i więcej otwierając bezkres błękitu. Po tym jak drozd zamieszkujący pod naszym oknem wydroździł w swoim trelu zapowiedź radosnego dnia, zdecydowaliśmy się na wypad, ale blisko domu, bo gdyby jednak prognozy miały się spełnić, to żeby szybko można było wrócić. I choć zdaje się, że wokół domu przemierzyliśmy już wszystkie drogi, to okazało się, że nie, że są jeszcze takie, na których nasza noga nie postała. Co prawda o ich odkrywanie starać się muszą archeolodzy, ale nie będziemy marudzić. Toteż bez marudzenia przekwalifikowaliśmy się całą czwórką z turystyki górskiej, następnie z turystyki historyczno-krajoznawczej i turystyki religijnej na wykwalifikowaną i zaawansowaną turystykę głęboko historyczną i archeologiczną. No bo Góra Zyndrama w Maszkowicach, choć średnio zaawansowana w badaniach archeologicznych, to jednak okazuje się cenniejszym wykopaliskiem i odkryciem niż Trzcinica k/Jasła z kręgu kultury Otomani-Füzesabony. Z tego mianowicie względu, że jest to - powtarzam za uczonymi - jedna z najstarszych w Europie, nie licząc terenów śródziemnomorskich, warowni obronnych wybudowanych z kamienia, datowana na ok. 1750 lat p.n.e.

W tym miejscu oddaję głos specjalistycznym opisom i polecam ich przeczytanie, bo w przeciwnym wypadku nic z mojego postu nie wyniknie. Zamieściłam zdjęcia w dużym rozmiarze a w razie, gdyby były i tak za małe, można wcisnąć Ctrl+ i już.



To się dzieje naprawdę.

Z pozostałych ciekawostek, które mnie - niedoszłego, znaczy omc historyka, historyka sztuki mocno zainteresowały to fakt snujących się po okolicy od wieków podań, które mówią, że z tych Maszkowic pochodził słynny rycerz Bitwy pod Grunwaldem - Zyndram i rzekomo na tym wzgórzu znajdował się jego zamek. Pierwszy poważny, bo naukowy poszukiwacz rycerskiego domiszcza pojawił się na górze w 1905 r. Był to, jak podają źródła internetowe, archeolog Włodzimierz Demetrykiewicz z Krakowa, który owszem znalazł i tym samym potwierdził murowane obwałowania i utworzył stanowisko archeologiczne, ale przez całe XX stulecie stanowisko to nie miało szczęścia do badaczy, którzy by się tam mocno zakorzenili i zaangażowali, choć może moja opinia jest dla nich krzywdząca. Może, zgodnie z odwiecznym porządkiem rzeczy wszystko ma swoje miejsce i swój czas i to miejsce i czas należą do doktora Przybyły i jego studentów z UJ? No i do nas - turystów głęboko zaawansowanych historycznie i archeologicznie. W każdym razie, legenda rycerza Zyndrama, który przy wtórze Bogurodzicy szedł do boju z Krzyżakami, zatarła ślady głębokiej historii. A szkoda.
Samochód zaparkowaliśmy u podnóża góry, choć proponowałam, żeby zrobić to przy tablicy, której zdjęcia znajdują się powyżej. Przynajmniej pewien odcinek drogi odbylibyśmy po płaskim terenie, a tak - szliśmy tylko pod górę. Więc, gdy tylko zaparkowaliśmy na skraju leśnej polany skądś wyłoniła się kobieta z dwójką dzieci. Zdążyłam zażartować, że sytuacja jest analogiczna do tej z Szoszorów na Ukrainie, gdzie gospodarze witali nas słowami "job twoju mać, Poliaki prijechały" i Duża Mała Dziewczynka poznała wtedy język ukraiński od najwulgarniejszej strony, toteż od razu nisko kłaniając się, zapytaliśmy, czy można w tym miejscu zaparkować oraz o drogę. Kobieta skierowała nas ku pomnikowi, a stamtąd dopiero do "wykopalisk".
Pomnik... tak, pomnik potrzebuje opisu, bo znajduje się na południowym cyplu "szczytowego wypłaszczenia" pośród starych brzóz i miejsce od razu rodzi skojarzenia z polem treningowym dla działań komisji. Aha, ale to nie o tym. Wracając do zasadniczego tematu to "pomnik" sławi chrzest Polski i jego rocznice z 1966 i 2016 r., Bitwę pod Grunwaldem i jej 600. rocznicę, Bogurodzicę Bogiem sławieną, no bo jej autora raczej nie, i Jana Pawła II w kolejne rocznice, a wręcz godziny jego śmierci, jego słowa, by nie bać się wypłynąć na głębię, a! i Zyndrama od ziomków. Taka narodowo-patriotyczna polana z równe narodowo-patriotycznym pomnikiem, głazami i krzyżem. No, chyba że krzyż potraktujemy czysto po katolicku, co potwierdza narodowy charakter miejsca. W dodatku pomnik w kształcie czterokątnego słupa, widocznie odnowiony w bieżącym roku, wygląda jakby do niedawna był narodowym Światowidem, bo wyraźne, niezbyt dobrze zatarte są ślady orłów znajdujących się niegdyś na wszystkich bokach.
No i nie, żebym sobie jaja robiła, bo to też się dzieje naprawdę.
Widoki z Góry Zyndrama zapierają dech w piersi, zwłaszcza przy takiej pogodzie jaka nam się trafiła. Jabłka przepyszne. No i ślad mocno zaawansowanych prac archeologicznych. Zapowiada się wielka atrakcja turystyczna, no chyba że stadnina, z której można konie kraść, padnie. No i wreszcie najważniejszy aspekt wycieczki, to możliwość cieszenia się życiem. Radość wniebogłosy.


Album ze zdjęciami