Znów jestem tamtą dziewczynką, choć w tym czasie, i biegnę przez wszystkie znane i przez nienazwane lęki. To nie może być sen, bo we śnie mogę wszystko: przemieszczać się, spadać, latać tylko nie mogę biegać. Więc jestem gdzieś w nierzeczywistości, która szybko nabiera dobrze znanych kształtów, przegonię jeszcze tylko jeden strach i już mogę schronić się w bezpiecznym miejscu, które równie dobrze jest schronem przed wszystkimi strachami świata jak i kryjówką podczas zabawy w chowanego. Kiedy już znalazłam to bezpieczne miejsce czas wreszcie staje się tamtym czasem, więc zadzieram głowę do góry, bo wydawało mi się, że zobaczyłam cień małego chłopca i już chcę pomachać ręką, zawołać i... budzę się starszą* kobietą z przeolbrzymią tęsknotą za tamtym chłopcem, który odszedł wraz z dzieciństwem i potem nigdy go już nie spotkałam, chyba że we śnie takim jak ten.
Nie ma już tamtych dzieci i miejsc, czas się postarzał i wszystko ożywa już tylko we wspomnieniach. Chciałabym, o jak bardzo bym chciała, spotkać jeszcze raz tamtego chłopca - najmilszego towarzysza dziecięcych lat.
* Można wymienić na dojrzałą. 😉
________________________________________________________________________
Kogóż to może dziwić, że śnią mi się tamte dzieci i miejsca w przededniu rocznicy dnia, w którym urwało się moje dzieciństwo. 29 marca 1976 r.