MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

środa, 5 stycznia 2011

"Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie."

Pamiętam podobną styczniową noc sprzed kilku lat. Była, jak dzisiaj równie śnieżna, mroźna i późna. Wchłonęła mnie swoją bezdenną otchłanią w niezwykłą podróż, po której wróciłam do rzeczywistości inna, zupełnie inna, niż w momencie, kiedy wyruszałam. Nie oglądałam wcześniej żadnych map, które pozwoliłyby mi wyznaczyć drogi podróżowania. Nie przygotowywałam się w żaden znany, sprawdzony sposób, w jaki zazwyczaj ludzie przygotowują się do wielkiej wyprawy. Ja wtedy nie wiedziałam nawet, że każda upływająca minuta zabiera mnie nie tyle dalej, co głębiej, w tę nieplanowaną podróż. Nie miałam więc termosu z gorącą herbatą, choć było przecież mroźno i wietrznie. Nie miałam kanapek, które są nieodzowne w drodze. Nie miałam żadnych planów, ani widoków. Za to miałam bagaż. Wielki bagaż mojego dotychczasowego życia. Bo to była noc, po której miałam skończyć czterdzieści lat. Ludzie lubią robić podsumowania. Robią podsumowania mijającego roku dokładając do tego rzetelne, w momencie dokładania, postanowienia na przyszłość. Robią podsumowania jakichś zadań, które wykonali. Tak robią, bo tak się nauczyli. Ja nie chciałam niczego podsumowywać. Nie planowałam, jak nie planowałam podróży, robienia żadnych dobrych, czy złych postanowień. Zupełnie spontanicznie wsłuchałam się w głos mojego bijącego serca. To ono zabrało mnie w tę podróż w głąb siebie. W głąb mojego serca. Zamieniłam kuchenną ławkę w kapsułę podróży.  Wpadłam chyba do kopalni, bo odkopałam niewyobrażalny świat własnych wspomnień, przeżyć, pragnień. Byłam też blisko gwiazd, bo żarzyły mocnym światłem i rozpaliły moje wnętrze do świadomości kantowskiej i ugruntowały przekonanie co do jego zawartości. Nie pamiętam, gdzie jeszcze podróżowałam, dość, że wróciłam całkiem odmieniona. Przypomniałam sobie o marzeniach, które niegdyś wypełniały moją codzienność. Przypomniawszy, stwierdziłam, że nie mogę ich dłużej odkładać na spełnienie w lepszych czasach. Przypomniałam sobie o ideałach, którym pozwoliłam pokryć się patyną czasu. Przypomniawszy, zaczęłam zdmuchiwać warstwy kurzu i patyny. Przypomniałam sobie o blasku iskier, który przygasł w moim dotychczasowym życiu. Przypomniawszy, roznieciłam ogień, by uwolnił iskry do lotu ku niebu. Na koniec założyłam mundur  lekko pocierając krzyż harcerski, by tylko wypukłości lśniły i ruszyłam zmieniać siebie.



Jest to początek wspomnień, na które wszyscy czekają.
Myślę, że dojrzały we mnie do tego, by odsłonić je
oczekującym. One we mnie, ja w nich? A cóż to w końcu
za różnica? Pamiętajcie: one są moje. Jeśli kto zobaczy
inna rzeczywistość, niż ma we własnej pamięci, to dobrze.
Właśnie to do siebie mają wspomnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz