- No, ale ja po prostu, po prostu, nie wiem co mam po prostu robić.
Druh Janusz tłumaczy chcąc nie chcąc. Tłumaczy ponad piętnaście minut.
- Więc jak Paweł?
- Ale ja, ja po prostu...
- Przestań mówić "po prostu" co drugie słowo.
- Ale ja po prostu nie mogę.
- No, to mów!!!
- No, więc tego, ja po prostu dalej nie wiem, co mam robić.
RELANIUM 1/83
To po prostu cały Paweł. Kiedyś mieliśmy zbiórkę w Komendzie Chorągwi, mieszczącej się, jak już pisałam, w budynku przy ulicy Wąsowiczów 8. Wszystkie wydziały programowe były na parterze, tam gdzie teraz doktor Abdullah i nauka jazdy. Wchodziło się jak do doktora. Zbiórka trwała, wszyscy, nawet ci, którzy zawsze się spóźniali, przyszli. Nie było tylko Pawła. W końcu wszedł nawet się nie tłumacząc ze spóźnienia. Nikt też jego tłumaczenia nie oczekiwał, na czele z drużynowym, który w przypadku każdej innej osoby, zachowałby się zgoła inaczej. Wręczył za to Pawłowi do ręki opakowanie herbaty madras liściastej i powiedział: "W nagrodę idziesz robić wszystkim herbatę". Tu też pasowałby opis jak w poprzednim rozdziale, że Paweł zamarł w takiej pozycji w jakiej stał i wyszedł. To jest zdecydowanie najlepszy opis do wielu sytuacji, jakie przydarzały nam się podczas naszego harcowania. Zbiórka toczyła się dalej. Pawła nie było. Wszyscy wiedzieli, iż woda w kuchni leje się nikłym strumyczkiem, że trzeba mieć sporo samozaparcia, aby wytrwać cierpliwie, by naczerpać cały jej dzbanek. Pawła jednak nie było i nie było. W końcu wszedł do pokoju dosłownie w tej samej zastygniętej pozycji, w jakiej wyszedł, z paczką herbaty trzymanej w na w pół wyciągniętej przed siebie ręce. Paczka herbaty była wciąż zamknięta, a Paweł cicho zapytał, nie chcąc przeszkadzać w zbiórce: "Przepraszam, ale jak się robi herbatę?"
Innym zaś razem, gdyśmy wrócili z gór, po którymś z biwaków i nie czuliśmy jeszcze, że czas ku temu, by się rozstać, postanowiliśmy pójść razem na lody. Na lody wtedy chodziło się albo do Argasińskiego, albo do Lelity, albo do Korala na Sobieskiego. Wszędzie były straszliwe kolejki. Nie wiedzieć czemu, wybraliśmy lodziarnię Korala. Kto wie, może przyczyniliśmy się do rozkwitu firmy rodzinnej? W każdym razie zwyczaj był taki, że jedna osoba stała w kolejce, reszta wycieczki siadała i zjawiała się dopiero w odpowiednim czasie, czyli tuż przed ladą, w momencie zakupu lodów. Zwyczaj ten w dzisiejszych czasach został dopracowany do perfekcji w miejscowościach letniskowych. Na przykład kolejka do latarni morskiej w jakimś naszym nadmorskim kurorcie wygląda skromnie - jest długa, ale pojedyncza. Za to na plecach większości osób stojących w kolejce widnieje kartka: "Tu stoi 100 osób". Tylko liczby są zmienne. Jak w jakiej funkcji. Ale wróćmy do kolejki pod lodziarnią Korala w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych, w którąś niedzielę, wczesnym popołudniem, po biwaku CISOWCÓW. Jako się rzekło, zeszliśmy z gór, więc zdecydowanie musieliśmy być zmęczeni. Nawet, gdyby nie zmęczyło nas chodzenie po górach, to przecież w nocy na pewno nie spaliśmy. Toteż ze dwie osoby, dla towarzystwa, stały w kolejce, reszta poobsiadała witryny sklepowe. Paweł wypatrzył super witrynę, usiadł i po dżentelmeńsku wziął Natkę na kolana, bo były to czasy, kiedy Pawłowi wydawało się, że skoro wszyscy kojarzą się w pary, to i on powinien. A skoro powinien, to najlepiej do pary z nim, jego zdaniem, nadawała się Natka. Nadmienić również należy, że Paweł miał wtedy na sobie harcerskie spodenki od munduru, czyli, jak to określiły dzieci jednej Cisowianki, kiedy już osiągnęły taką dojrzałość, że samodzielnie myślały, kojarzyły i komentowały: pedalskie. Były bardzo krótkie i bardzo obcisłe. Ale też Paweł miał nogi, że nic tylko w takich spodenkach chodzić. Poza tym były to spodenki regulaminowe, więc nikomu z nas nie przyszło do głowy zastanawiać się, kojarzyć i komentować, jak zrobiły to po wielu latach prawie dorosłe dzieci jednej Cisowianki. Toteż siedzi Paweł na tej witrynie sklepowej w krótkich harcerskich spodenkach, dzielnie dzierżąc Natkę na swych kolanach. Nagle wstaje, no, znów pasuje użyć tego doskonałego zwrotu: w zastygłej pozycji. Natka zsuwa mu się z kolan, a Paweł z rozdziawioną buzią zwraca się do starszej kobiety: "Ooo! Babcia!?!?"
No, bo o tym, że podczas obozu w Hucie Wysowskiej Paweł przez kilka ładnych dni chodził w jednym podkoszulku i na nasze aluzje, że pasowałoby się przebrać, odpowiedział z rozbrajającą miną: "Chętnie bym się przebrał już dawno, ale ja nie wiem, gdzie mam schowane podkoszulki, bo mnie mama pakowała...", to nie będę pisała, bo nie chcę robić Pawłowi obciachu. W końcu Paweł jest lekarzem.
Natka spadła z kolan Pawła owej niedzieli tak, że nie została jego żoną. Ale czy dlatego, że babcia Pawła jej się nie spodobała, albo też ona babci, to nie wiem, bo nigdy o tym nie rozmawiałyśmy.
Jasiek Piwowar złożył oficjalną prośbę do Rady Drużyny o przyznanie mu honorowego członkostwa. No, ma on tak piękną brodę, że nawet gdyby prosił, żeby go uznać świętym, nie moglibyśmy mu odmówić. Tak więc chorążym drużyny został drugi pod względem stażu członek ChDD mężczyzna - Marek Świder pseudo "Śrubek".RELANIUM 1/83
Trochę brak logiki, albo też zastosowano zbyt duży skrót myślowy w tej informacji, w każdym razie przez blisko 30 lat zastanawialiśmy się, gdzie jest proporzec naszej drużyny, a tu masz: leży sobie taki numer "RELANIUM" w "Cisoteki" Tom'ie I. i jest najważniejszym dowodem w sprawie. Ba! On jest świadkiem i dowodem.
CISOWCE
Polną drogą i lasami
Wędrujemy wszyscy wraz
Kto chce maszerować z nami
Niech przystąpi do nas, póki czas.
CISOWCE to my, CISOWCE to my,
Przyciski, Pociski i wszystko to naraz
CISOWCE to my, CISOWCE to my,
Drużynowych Drużyna Chorągwiana.
Mamy wspaniałego druha,
Chociaż złości się, to fajny jest
Bywa czasem nawet ludzki
I uśmiecha się czasami też.
CISOWCE to my, CISOWCE to my,
Przyciski, Pociski i wszystko to naraz
CISOWCE to my, CISOWCE to my,
Drużynowych Drużyna Chorągwiana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz