MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

środa, 12 stycznia 2011

Szara rzeczywistość zamieniona na szary mundur

Na załączonym w poprzednim poście zdjęciu z tekstem z oryginalnego RELANIUM, przemówił sam drużynowy i wyprzedził fakty, których ja teraz wyjaśniać nie muszę. Tak się niby spokojnie potoczyło z pomysłem kontynuowania spotkań po obozie, ale takie myślenie jest błędne. To była burza z nawałnicą w życiu, które niezmiennie było szare od koloru rzeczywistości, rysującej się w naszym kraju. Zanim wróciliśmy do domu z Majdanu Sopockiego, docierały niepokojące informacje z całej Polski, od której oddzieleni byliśmy kordonem naszej letniej przygody. Były to ostatnie wakacje przed wprowadzeniem stanu wojennego. Jeszcze podczas obozu planowaliśmy z druhną Panasiową, że zaszyjemy się w lesie, by przezimować, byśmy nie musieli wracać do pełnej wszelkich niepokojów codzienności. Wieści rozchodziły się przecież nieciekawe. Wszyscy czuli, że "coś" wisi w powietrzu. Od poprzedniego roku, od wydarzeń sierpniowych, podczas których byliśmy z profesorką Karwalą akurat w Warszawie, w czasie kiedy prawie cała Polska stanęła w strajku popierającym stoczniowców gdańskich, tyle lęku, nie nadziei, siało się wokół, że pozostanie w tym roztoczańskim lesie było prawdziwym, wręcz pobożnym życzeniem. Wtedy, w sierpniu '80 roku w Warszawie, ten strajk też wymyślili sobie akurat w dniu, w którym mieliśmy zaplanowany powrót do domu?! Mąż naszej profesorki słuchający małego radyjka tranzystorowego,choć nie podzielił się z nami swoją wiedzą, wiedział co się święci, ponieważ ruszyliśmy w podróż po Warszawie ku Dworcu Centralnemu wiele godzin za wcześnie, niż by na to wskazywać miała godzina odjazdu pociągu. Dziwna panowała wtedy atmosfera w stolicy. Staliśmy na przystanku tramwajowym godzinami oczekując na tramwaje, które nie jeździły tego dnia. Już pokładaliśmy się ze zmęczenia i gorąca. A powietrze było ciężkie od jakiegoś napięcia, "coś" w nim wibrowało, ciążyło, dusiło, tłamsiło. I nie był to skutek zwykłego sierpniowego upału. Nie piszę tego powodowana późniejszą wiedzą i doświadczeniem. To naprawdę było niesamowite przeżycie, które dało początek niepokojom kilkunastu miesięcy, które nadeszły. Może, gdybym tak niemal transcendentalnie nie przeżyła takiego zjawiska wtedy w Warszawie, może mogłabym inaczej kojarzyć czas, który w konsekwencji nastąpił. Dla mnie nie był to czas nadziei. Był za to czasem wielkiego strachu i potwornego niepokoju, o to, że nadejdzie dzień, kiedy któraś ze stron przystąpi zbrojnie do rozwiązania konfliktu i rozpęta się straszliwa, bo domowa, wojna.
Taki był psychiczny koloryt życia młodych ludzi, mojego życia, które niezależnie od wydarzeń rozgrywających się na arenie naszej ojczyzny, rozgrywało się w moim własnym świecie. W świecie, który poprzez rozpoczynającą się harcerską przygodę, stał się ucieczką, azylem od lęków ufundowanych przez historię. Jak dzielnie głosiła druhna Panasiowa, wychowawca niejednego pokolenia harcerzy w Polsce zniewolonej ustrojem totalitarnym, w organizacji, która poddała się poniekąd niewoli: "Te dzieci nie mają czasu czekać, aż przyjdzie wolna Polska, te dzieci potrzebują wzorców dzisiaj. Te dzieci dziś potrzebują szczęśliwego dzieciństwa". I dawała wzorce najlepsze. I dawała radość największą. Ta niezapomniana nestorka harcerstwa pozwoliła mi stworzyć świat, który stał się też wielką sceną nauki patriotyzmu, służby i braterstwa.


"Czuwaj, to znaczy pośród burz i zmiennych dni żywota
aby był z tobą ciągle Bóg, Polska, Nauka, Cnota.
Czuwaj, to znaczy wytęż wzrok, abyś się czuł bezpieczny
by twych poczynań każdy krok, był mądry i skuteczny.
 Czuwaj to znaczy wytęż słuch czy podstęp, gdzieś nie czyha
to nieustanny myśli ruch, rycerska służba cicha.
Czuwaj to znaczy dzień i noc strzeż ojców swych spuścizny
 to przepotężna ducha moc i służba dla ojczyzny!
To przepotężna ducha moc i służba dla Ojczyzny!!!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz