MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 21 stycznia 2011

Durbaszka

Był to czas, kiedy działo się wiele, a wszystko działo się naraz. Już podczas obozu w Hucie Wysowskiej zaszczepiono w nas miłość do Durbaszki. No, może nie we wszystkich bezpośrednio. W trakcie obozu zorganizowana została wycieczka w Pieniny ( z Beskidu Niskiego!). Wydelegowano na nią sporą część podobozu. Ja zostałam na miejscu, ponieważ, byłam świeżo po usunięciu wyrostka. Jerzy czytając te słowa dzisiaj, mając wiedzę i praktykę chirurga, popatrzy z dezaprobatą, jak to Jerzy, każe się do tego puknąć w czoło (od zawsze mówi: "puknij się w czoło" - nie zmyślam) i stwierdzi, że luty był dawno temu i w związku z tym w lipcu mogłabym śmigać po górach. Ale wtenczas sam drużynowy zabronił mi tego wyjścia w Pieniny i myślę, że nawet gdyby Jerzy już wtedy był chirurgiem wojskowym z wieloletnią praktyką i tak mówił, Janusz spojrzałby na niego tym swoim "spojrzeniem spod sumiastego wąsa" i Jerzy zamilkłby. Bo taką moc miało spojrzenie naszego drużynowego. A z tym "spojrzeniem spod sumiastego wąsa" to autentyk. Ktoś tak kiedyś powiedział i dość długo funkcjonowało takie powiedzenie. Całkiem normalnie brzmiało, niczym to, że ktoś "zamarł w pozycji w jakiej stał i pobiegł"... Ach, te skróty myślowe, ta cudowna bezmyślność, beztroska, te wspaniałe półsłówka, wystarczające, by wszyscy zrozumieli o co chodzi...
Tak też, skoro ekspedycja wycieczkowa wróciła z Pienin, opowieściom nie było końca. To nie są moje wspomnienia, więc nie mogę ich przywoływać. Jest za to jedno wydarzenie z wycieczki na Durbaszkę zorganizowanej podczas obozu w Hucie Wysowskiej, które niby do niej należy, ale rzecz działa się w innym czasie, w innym miejscu i o innej porze. Wszystko co z harcerstwem i z CISOWCAMI związane to jedna wielka transcendencja i jeśli kto niegotowy, lepiej niech nie zagłębia się w te wspomnienia. Otóż rzecz działa się w Stanicy Harcerskiej w Kosarzyskach, podczas jednego z biwaków. Spaliśmy na piętrze nad świetlicą. Były to czasy, w których Stanica otwierała swe podwoje tylko w ciepłych porach roku, ponieważ nie było w niej ogrzewania. Dopiero w drugiej połowie lat 80-tych Stanica przeszła remont i rozbudowę i od tamtej pory jest obiektem całorocznym. Toteż zapewne musiała być wtedy jesień, kiedyśmy byli na tym biwaku. Kto wie? Może to nawet ten sam biwak, na którym rozdział wcześniej PoCISki urządziły swój sabat nocą w lesie i na niezapalony stos rzuciły szkołę i WOP, by spalić, co niemiłe? Następny absurd ze "spalaniem na niezapalonym stosie". Czy kto z nas zdawał sobie sprawę jakich pokładów filozoficznych w naszych przeżyciach dotykaliśmy wtedy? Znów trzeba stwierdzić: czysta transcendencja.
Łóżek w Stanicy wtedy nie było. Trzeba było pobrać sobie materace z magazynu, rozłożyć i spało się normalnie, czyli na ziemi. Zawsze układaliśmy materace tak, by tworzyły jedno wielkie łoże. Zdecydowanie przyjemniej było i milej spać w kupie. Szczerze mówiąc nie lubiłam tego pokoju, ponieważ tuż pod dachem znaleźliśmy kiedyś gniazdo os. Teraz tam jest pokój ośmioosobowy. My spaliśmy wtedy całą drużyną. Rankiem obudził nas chłód jesieni. Co chwilę ktoś inny zrywał się, by pobiec do latryny, a jak przebiegł dookoła Stanicy w tak rześkim powietrzu, to oczy już mu się nie kleiły. Robił się zgiełk, przybywało osób obudzonych. Nieliczni mogli spać w takich warunkach. Ale byli tacy, oczywiście, którzy potrafili dokonywać takiej sztuki. Na temat ludzkiej niemożliwości obudzenia Marty H. do dzisiaj krążą legendy po świecie. Ale wtedy to Urszulanka swym snem dostarczyła nam niezapomnianych wrażeń i powodu do śmiechu na całe życie. Nastała już taka godzina, że nikt nie spał. Już chyba nawet wszyscy byli w latrynie. Zaczęły się rozmowy, śmiechy, gadanie, ktoś wyciągnął coś do jedzenia z plecaka. Co też mogliśmy mieć do jedzenia w tych plecakach, większość produktów była na kartki, pozostałych nie było w sklepach... Ale wtedy, rankiem w Stanicy ktoś wyciągnął gruszkę, głośno to oznajmiając. Urszulanka poprosiła najnormalniej w świecie: "Daj gryza". Dawanie gryza było powszechną praktyką stosowaną w szkołach i w innych gronach rówieśniczych. Jeszcze wtedy nie wymyślono wirusa świńskiej grypy i tym podobnych szczepów. Jedyne szczepy jakie znaliśmy, to były szczepy harcerskie i jak się kto znał na historii, względnie geografii, to słyszał o szczepach ludzi pierwotnych, czy szczepach murzyńskich. Skoro Urszulanka poprosiła o gryza gruszki, to właściciel owoca wyciągnął rękę z gruszką w kierunki Urszulanki, by mogła się poczęstować. I wtedy okazało się, że Urszulanka najnormalniej w świecie śpi i śpiąc powiedziała: "Daj gryza". Nie byliśmy tacy ufni, czy naiwni, żeby się dać wyrolować, wielokrotnie i na różne sposoby sprawdzając, czy Urszulanka nie stroi sobie z nas żartów. Im bardziej sprawdzaliśmy, tym bardziej Urszulanka wściekała się na nas i nawoływała nas do zachowania spokoju, bo ona przecież śpi. Mało tego: śpi i nadal chce spać. Gdyśmy się wreszcie uciszyli na dodatkowy apel kogoś niezwykle empatycznego w tym temacie, to nagle nie kto inny, a sama Urszulanka mówi: "Ale tu pięknie". W takiej sytuacji nie pozostało nam nic innego, jak albo się na Urszulankę zezłościć - no ledwo co, nas uspokajała mówiąc przez sen, że śpi, a tu ni z tego, ni z owego sama zaczyna gadać, albo... No, właśnie!  Ktoś wpadł na pomysł, aby pociągnąć Urszulankę za język i popytać, gdzie to niby jest tak pięknie. Wszyscy momentalnie złapaliśmy myśl ze zrozumieniem, że mamy okazję, by z tajemniczej zazwyczaj Urszulanki wydobyć co nieco, skoro gada przez sen. A tu Urszulanka, jak nie zacznie opowiadać wrażeń z poranka na Durbaszce z czasu tej wycieczki obozowej, że cudnie, że mgła taka, że oko wykol nic nie widać, że barany w oddali, bo beczą i dzwonkami dzwonią, a psy szczekają, że mgły zeszły, że zmęczona i ona i wszyscy wokół... i już następna rzecz, następne wrażenie, następne przeżycie, jak to we śnie się szybko wszystko dzieje... więc i opowieść Urszulanki toczyła się wartkim strumieniem. Kto nie był na Durbaszce w tamten obozowy czas, miał ekspresowo podane gotowe doznania. Mógł widzieć wszystko oczami Urszulanki i odbierać jej wrażliwością i emocjami. Ja tam zawsze z Urszulanką odbierałam na tych samych falach, więc jak dla mnie starczyło wrażeń. Zwłaszcza, że największe wrażenia i tak dotyczyły tego zachowania Urszulanki w jesienny poranek w Stanicy, w pokoju nad świetlicą, gdyśmy już wszyscy się pobudzili, a Urszulanka swym dziwnym snem dostarczyła nam powodów na całe życie do tego, by mówić jej za każdym razem, że każdej następnej, wspólnie spędzonej nocy, wygadała wszystko to, o czym na jawie mówić nie chciała.
Uciekła przed nami do Holandii. Rzadko bywa na naszych spotkaniach, które przecież odbywają się cyklicznie przez całe lata, po kilka spotkań w roku. Nie niechęć, tylko odległość jest przeszkodą. Czasem zdarza się, że bywa. Przeważnie dzwoni z tego swojego nowego kraju, który dał jej dobrobyt w dniach, kiedy nam jeszcze nie śniło się o Polsce takiej, jaką dzisiaj mamy. Telefonuje wówczas wieczorem, podczas naszych posiadów z piosenką przy kominku. Słuchawka telefonu obiega krąg, przekazywana z rąk do rąk. Kiedy dochodzi do mnie, obie możemy już tylko płakać. Choć wszyscy CISOWCE zawsze byli i nadal są mi niezmiernie drodzy i bliscy, tak drodzy i bliscy, że nie da się tego wyrazić słowami, dla Urszulanki zawsze miałam i mam po dziś w swym sercu miejsce szczególne.

Lato z ptakami odchodzi

"Lato z ptakami odchodzi, 
wiatr skręca liście w warkoczach,
dywanem pokrywa szlaki, 
warkocze wiesza na zboczach.
Przyobleka myśli w kolory
w liści złoto, buków purpurę
palę w ogniu letnie wspomnienia
idę wymachując kosturem.
     Idę w góry cieszyć się życiem
    Oddać dłoniom halnego włosy
     w szelest liści wsłuchać się pragnę
     w odlatujących ptaków głosy...
Słony pot czuję w ustach
dzień spracowany ucieka
anioł zapala gwiazdy
oświetla drogę człowieka
już niedługo rozpalę ogień
na rozległej górskiej polanie
już niedługo szałas zielony 
wśród dostojnych buków powstanie...
    Idę w góry cieszyć się życiem
    Oddać dłoniom halnego włosy
     w szelest liści wsłuchać się pragnę
     w odlatujących ptaków głosy..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz