MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 13 marca 2012

Wyschłe rzeki

Kiedy 36 lat temu przyjechałam do Innego Miasta ludzie opowiadali, że na skraju osiedla, które dało miejsce mojemu nowemu rodzinnemu domowi, płynęła rzeka. Może niezbyt wielka była ta rzeka, bo dominujące w mieście były Dunajec i Kamienica, ale była to jedna z pięciu rzek płynących przez miasto zaznaczonych na mapach i wymienianych w informatorach, czy przewodnikach. Budowniczowie osiedla postanowili ukryć pod ziemią fragment rzeki przepływający przez powstające osiedle. Nieco dalej, za ulicą, która stanowi naturalną granicę osiedla, koryto rzeki było już uwolnione z podziemnych tuneli. Z czasem okazało się, że manewr ukrycia rzeki pod ziemią nie wyszedł jej na dobre i rzeka po prostu wyschła.
I tak jakoś mój byt w Innym Mieście nierozerwalnie związany jest z nurtem Wyschniętej Rzeki, bo w dorosłym życiu mieszkam już nie obok a dokładnie w miejscu, w którym płynęła. Że rzeka była, albo jest pod ziemią, wiadomo w czasie każdej ulewy lub długotrwałych opadów deszczu, ponieważ ziemia nie radzi sobie z wchłanianiem nadmiaru wody. Robią się wtedy ogromne rozlewiska na trawniku pod oknami a i piwnice zamieniają się wtedy na pewno w koryto Wyschniętej Rzeki. Czasem piwnice mają wody po kolana albo wyżej.
Nigdy nie tęskniłam za miejscem, którego nie widziałam, za to z wielkim zainteresowaniem słuchałam nostalgicznych opowieści miejscowych o czasach, kiedy rzeka w tym miejscu tworzyła urocze krajobrazy. Zawsze wielką tajemnicę stanowiło dla mnie wychodzące nagle spod ziemi za ulicą koryto Wyschniętej Rzeki. Nigdy jednak nie odważyłam się zejść do niego i przejść wzdłuż, gdyż prowadziło pomiędzy ogrodami domów przylegających do dwóch równoległych ulic, bardzo od siebie oddalonych. To był długi odcinek do przejścia, a wyjść z tego tunelu można było dopiero w miejscu, w którym koryto rzeki przecinało kolejną ulicę.
Wyschnięta Rzeka budziła moje zainteresowanie dopiero, gdy słyszałam opowieści o niej.

Niedawno stanęłam na brzegu Choczenki - rzeki płynącej przez Moje Miasto. Rzeki, której nurt wychował mnie i moje koleżanki i kolegów z osiedla w Moim Mieście.
Pojechałam tam z rozmysłem. Chciałam znaleźć się nad Choczenką przy wodospadzie. W ostatnich dniach odbyłam podróż sentymentalną do Mojego Miasta przed ekranem komputera czyniąc ostateczne poprawki do "Aniołów Mojego Dzieciństwa".  Ostatnie zdanie ma wielkie znaczenie. Aż boję się je wypowiadać na głos. Sapienti est. Mądremu wystarczy.
Brzegiem Choczenki nie chodziłam od ponad trzydziestu lat. Ponieważ w pierwszych latach po przeprowadzce z Mojego do Innego Miasta często wracałam do miejsc mojego dzieciństwa, więc trudno mi dzisiaj dokładnie policzyć lata mojej nieobecności nad Choczenką.
Nie jestem w stanie napisać co stało się z moją Choczenką. Z życiodajną wodą dającą nam tyle wspomnień, będącą skarbnicą pomysłów na coraz to nowe zabawy w jej nurcie, albo na jej brzegach. Niebo płakało siekącym deszczem w czasie, gdym stała w miejscu, gdzie dawniej był Wodospad. Ponieważ teren ma tam naturalne obniżenie, nie można było w regulacji rzeki pominąć tego elementu, więc zrobiono jakąś nowoczesną kaskadę, jak równię pochyłą, która w niczym nie przypomina wodospadu. Nie ma ani jednego drzewa, które pozwalały nam wtedy budować naszą wyobraźnię. Zniknęły Łopianowe Pola. Brzegi porasta tylko nadrzeczna wiklina. Osiedle domków jednorodzinnych cienką linią oddzielone jest od prawego brzegu Choczenki a na wysokości Mojego Bloku i całego osiedla, które w rzeczywistości okazały się być znacznie bliżej Wodospadu, niż podpowiadały mi obrazy zachowane w pamięci dziecka, Choczenka jest zniewolona betonową regulacją. I wygląda jak kanał, nie jak rzeka.
Stałam w towarzystwie Mężczyzny, Który Kiedyś Był Chłopcem ale pomimo jego całego zaangażowania, w samotności musiałam znieść zderzenie z teraźniejszością. I tak sobie pomyślałam, że Choczenka jest ofiarą, jakie poniosło Moje Miasto i pamięć o czasach Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką za Wyschniętą Rzekę w Innym Mieście, o której inni mówią z serdecznym rozrzewnieniem, bolesną nostalgią i wielkim sentymentem.

Moja Wychowawczyni, gdym opuszczała Moje Miasto 36 lat temu napisała mi w pamiętniku: "Nie wspominaj, gdy zobaczysz ale zobacz, kiedy wspomnisz."

I te wielkie słowa niech każdemu, kto utracił swój świat, przyniosą ulgę i nadzieję.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz