MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 16 marca 2012

To nie do uwierzenia - Opowieści dla Zośki

Nawet nie musisz mówić maleńka ptaszyno, że nie wierzysz, bo ja o tym doskonale wiem, ale powiadam ci, że twoja mamusia też była kiedyś małą dziewczynką, a tatuś małym chłopcem. Dokąd nie ogarniesz tej prostej sprawy rozumem, dotąd będziesz dzieckiem o umyśle czystym - podobnym pierwszym filozofom, którzy żyli po to, by dziwić się wszystkiemu i na każdym kroku.
Za trudne dziś dla ciebie to opowieści, że ja - twoja babcia - jestem mamusią twojej mamusi. Bo mamusia, to mamusia - twoja. Kiedy się ma trzy lata, świat nie jest skomplikowany. Wcale. Jest jedna jedyna na świecie mamusia i jeden tatuś. Mamusia Gabrysia jest ciocią Gabrysia, a mamusia mamusi jest babcią. Po co komplikować taki idealny ład?
Dopiero, gdy będziesz starsza dorośli zaprowadzą w twojej głowie swój porządek.
Ja, twoja babcia, tak na przyszłość, nie na dzisiaj, chciałam ci powiedzieć, że jestem środkowym ogniwem łączącym pięć pokoleń w naszej rodzinie. Tak! Narysuj sobie pięć oczek łańcuszka. Oczko w samym środku to jest babcia. Po jednej stronie ode mnie są moi rodzice (w jednym oczku mama i tata). Po drugiej stronie ode mnie są moje dzieci (też wszystkie w jednym oczku). Na skraju od strony moich rodziców są moi dziadkowie (oczywiście wszyscy w jednym oczku). Na skraju od strony moich dzieci jesteście wy - moje wnuczęta.
Kto wie, może doczekam chwili, że przybędzie jeszcze jedno oczko od strony moich wnucząt? Czasem się zdarza taki cud. Bo tak to już jest ptaszyno droga, że na ziemi mogą się spotkać co najwyżej cztery pokolenia. Dlatego ja ci opowiem o tych pokoleniach, które były przede mną. I ja je spotkałam. To pokolenie moich rodziców i moich dziadków.
Bo babcia, ptaszyno, też była kiedyś małą dziewczynką.
Śmieszne, prawda? Nawet jak się ma dużo więcej niż trzy lata, trudno sobie wyobrazić babcię, jako małą dziewczynkę...
Kiedy się urodziłam miałam już dwoje starszego rodzeństwa - brata i siostrę. Haneczka jest w takiej sytuacji. Ona mnie najlepiej zrozumie (jak już zacznie rozumieć). Po mnie na świat przyszła jeszcze jedna siostra - Joanka. Czyli babcia miała dwie siostry i brata, to znaczy, że było nas czworo dzieci. Moja mama - a musisz wiedzieć, że moja mama była babcią twojej mamusi - też miała troje rodzeństwa - również dwie siostry i jednego brata. Mój tata (muszę mówić, że to dziadek twojej mamusi, czy już wiesz?) miał trzy siostry. Przez dwa pokolenia w rodzinach było po czworo dzieci. Ja miałam troje dzieci. I moje siostry też miały po troje dzieci. Tylko, że Joanka jednego ze swoich dzieci nie urodziła sama, ale przecież to nie jest takie ważne kto urodził dziecko. Najważniejsze jest, kto wychował i obdarzył miłością.
Kiedy miała urodzić się twoja mamusia - właściwie to nie wiedziałam czy przypadkiem nie urodzi się wtedy wujek Kacper - to byłam bardzo szczęśliwa. Czekałam na swoje pierwsze dziecko jak na cud. Na każde dziecko tak czekałam, bo tak czekają wszystkie kochające mamusie. W każdej chwili modliłam się, żeby urodziło mi się zdrowe dziecko. Dopiero niedawno zrozumiałam, że to niepoważne, że to tak, jakbym modliła się na przykład o dziecko ze zdolnościami muzycznymi, czy talentem plastycznym lub jakimś innym. Dziecko, to dziecko. Dziecko to dar. Szczególnie chore dziecko jest wielkim darem.
Kiedy oczekiwałam na każde kolejne dziecko i chciałam sięgnąć wyobraźnią w przyszłość, to jakbym zatrzymywała się przed jakimś murem - moja wyobraźnia okazywała się być skończona. Nie można - żadna mamusia, ani żaden tatuś na świecie - nie są w stanie wyobrazić sobie tego, co przyniesie ze sobą na świat dziecko. Czytałam i słyszałam o takich rodzicach, którzy planują życie dla swoich dzieci. Nie ma nic gorszego, niż zmuszanie dzieci do tego, by spełniały oczekiwania rodziców. Czasem zdarza się, że i babcie z dziadkami mają swoje oczekiwania wobec wnuków. I wtedy takie dzieci rosną na bardzo nieszczęśliwych ludzi. Dlaczego? Bo nikt nigdy nie jest w stanie spełnić czyichś oczekiwań. Najlepiej jest, żeby rodzice oczekujący przyjścia na świat dziecka, nastawili się na niespodziankę. Bo każdy człowiek jest wielką tajemnicą. Ma swoją misję do spełnienia na ziemi, wśród bliskich a nawet nieznajomych. I nikt nie może zmieniać jego drogi na siłę. To jest droga, którą wyznaczył mu Bóg.
Rodzice są po to, by pomagali wzrastać swoim dzieciom. Na początku, kiedy dzieci są małe, rodzice muszą się o nie rzecz jasna troszczyć i pielęgnować je. Podobnie jak Mały Książę pielęgnował  swoją różę na jednej z planet. Gdy dziecko staje się starsze, rodzice powinni stawiać przed nim wymagania. Potem powinni nauczyć dziecko pracować. Pracować to znaczy wykonywać różne obowiązki. Pielęgnacja dziecka, o ile dziecko jest zdrowe, kiedyś się kończy. Natomiast troska, stawianie wymagań i nauka pracy nie powinny się nigdy skończyć. Dopóki tylko rodzice żyją, powinni otaczać swoje dzieci troską, stawiać im wymagania i uczyć pracy i obowiązkowości. Bo to właśnie są składniki miłości.
Ale powiem ci ptaszyno po cichu, bo wstyd mi, że tak późno to zrozumiałam, że to rodzice najwięcej się uczą od swoich dzieci. Mi nie powiedział tego nikt - ani moi rodzice, ani moi dziadkowie. Ty weź już teraz dla siebie tę moją spóźnioną naukę.
Rodzice kiedy wychowują dziecko, albo jeszcze lepiej - więcej dzieci, powinni stać się ludźmi o kryształowych charakterach. To nie znaczy, że mają udawać w obecności dzieci, że są kimś innym niż są. Powinni przyjąć takie postawy na zawsze. Dobrze im to zrobi, jak im wejdzie w nawyk dobre zachowanie, jeśli jeszcze nie mieli takiego nawyku.
Co to znaczy mieć kryształowy charakter? Ano na przykład nie można kłamać - czyli trzeba być uczciwym. W stosunku do dzieci przede wszystkim. Do reszty świata również. Uczciwość to nie tylko prawdomówność. Trudno jest mi to to teraz wytłumaczyć. Bo jak podam ci przykład, że jak mamusia powie ci, że kiedy posprzątasz zabawki to poczyta ci książeczkę, albo będzie z tobą rysowała, to musi spełnić obietnicę, jeżeli posprzątasz. Ale to jest zbyt uproszczone tłumaczenie i w przyszłości zarzucisz mi, że to był zwykły szantaż ze strony mamusi, który z uczciwością nie miał nic a nic wspólnego...  Dalej, mając kryształowy charakter trzeba mieć zasady i zgodnie z nimi  się zachowywać. Zasady to też kultura osobista. To znaczy, że nie można brzydko mówić, bekać po jedzeniu, dłubać w nosie i tak dalej. Koniecznie trzeba mówić dzień dobry i do widzenia, proszę, przepraszam i dziękuję. Ale nie mogą rodzice zmuszać swojego dziecka, żeby też mówiło proszę, dziękuję i przepraszam, bo może się okazać, że stanie się tak, jak ze zgubioną broszką Maryli Cuthbert od Ani z Zielonego Wzgórza. Wystarczy, że rodzice dadzą osobisty przykład swojemu dziecku. Nawet babcia i dziadek powinni taki przykład dawać!
Znajdę jeszcze przykłady na ten kryształowy charakter, ale widzę, że kleją ci się już oczy. Wciąż nie dowierzasz w to, że i mamusia, i babcia były kiedyś małymi  dziewczynkami. A i babcia zmęczyła się tą opowieścią. Obiecuję ci, że wrócimy do tych opowieści jutro. Bez żadnych warunków. I to jest bardziej zbliżone do uczciwości...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz