Opanowała życie bez reszty
Rzeczywistość wkoło
Otulała białym futrem rozkoszy
Nie była kapryśna ale
Nie rozpieszczała ogniem namiętności
Raczej ostra i stanowcza
Była zimy największą miłością
Nagle trzasnęła drzwiami
Odeszła
Pozostało powietrze od huku rozedrgane
Zapisałeś w kalendarzu
Wróciła
Pobyła ze dwa dni ze swą lodowatością
Następne odejście nie było tak lawinowe
W zamian przyszła nadzieja na ocieplenie
Myślałeś - dobrze
To już koniec
Aż pewnego dnia powietrze zawirowało
Jej nikły cień zjawił się na krótko
Odchodząc i wracając czyniła życie nieznośnym
Miałeś jej dość
Nigdy się od niej nie uwolnisz - myślałeś
Obiegowy pogląd na temat ruchu Ziemi sprawił
kolejne bezpowrotne odejście
Przyczajona tkwi na orbicie
Odrodzi się na pewno
Przywołasz ją tęsknotą
Zjawi się podczas najdłuższej nocy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz