MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

sobota, 17 marca 2012

Masz prawo być sobą - Opowieści dla Zośki

U mojej babci w pokoju na toaletce stało mnóstwo bibelotów. Czas zatarł dokładny wygląd wszystkiego, jednak dwie rzeczy widzę tam wyraźnie. Widzę je tak, jakby odbijały się w kryształowym zwierciadle. Było to zdjęcie mojej mamy w regionalnej drewnianej ramce z wycieczki szkolnej do Zakopanego. Zdjęcie przedstawia moją mamę ubraną w strój góralski stojącą w objęciach białego niedźwiedzia. Zawsze, ilekroć patrzyłam na to zdjęcie, duma mnie rozpierała z powodu bohaterstwa mojej mamy. Długo myślałam, że niedźwiedź jest żywy. Wyobrażałam sobie moją mamę jako treserkę niedźwiedzi i pogromcę tygrysów. Szybko puszczałam wodze wyobraźnie i nie wiadomo kiedy ja sama zamieniałam się w dziecko cyrkowców i z całym taborem drewnianych cyrkowych wozów przemierzałam świat. W swoich dziecięcych wizjach nie byłam treserką dzikich zwierząt. Zawsze byłam gimnastyczką wykonującą niezwykłe ewolucje pod kopułą cyrkowego namiotu. Nigdy w rzeczywistości nie widziałam cyrkowego namiotu, ale czy to mogło być jakąś przeszkodą? Sama wiesz, maleńki skarbie, że nie.
Niejednokrotnie zdarzało się, że ubierając się - do dzisiaj nie rozumiem dlaczego takie rzeczy spotykały mnie tylko podczas ubierania się rano - przechodziłam w dziwny stan. Czułam, że gdybym tylko chciała mogłabym zacząć wykonywać te cyrkowe ewolucje w małym pokoju między łóżkiem a stołem. Może skakałam po łóżku i sprężyny odbijały mnie, jak batuta cyrkowa i dlatego czułam taką wolność? Wszystkie dzieci lubią skakać, wiem. Jakoś nigdy w moim życiu nie rozmawiałam z nikim na ten temat. Kto wie, może inni ludzie, gdy byli dziećmi też czuli tę lekkość i zapowiedź wolności pozbawionej siły przyciągania ziemskiego? Może mały człowiek ma jeszcze zakodowaną w swej pamięci lekkość ciała astralnego z życia przed życiem?
Nie mogę dziś ciebie o to zapytać, bo mnie przecież nie zrozumiesz. Tak tylko na głos się zastanawiałam. Z lubością obserwuję twoje i twojego brata wyczyny na ogrodowej batucie i na dmuchanej krowie. Skacząc wyglądacie jakby faktycznie żadnej grawitacji nie było.
I choć, gdy byłam dzieckiem nie miałam batuty ani skaczącej piłki, czy krowy, to jednak nieraz czułam, że wystarczy mi tylko zamknąć oczy, unieść ramiona do góry i dać się ponieść antygrawitacji.

Drugą rzeczą stojącą na toaletce mojej babci była przeźroczysta kula śnieżna. Dzisiaj takich kul jest zatrzęsienie w sklepach z pamiątkami i różnymi gadżetami. Ale wtedy taką kulę miała tylko moja babcia. Brałam tę kulę do ręki, jakby stanowiła drogocenny skarb. Nie śmiałam zrobić kroku, więc stałam naprzeciw lustra, które odbijając mnie i trzymaną kulę, podwajało emocje, bez tego sięgające zenitu. Potrząsałam raz mocniej, raz słabiej - w zależności od tego, jak wartka akcja rozgrywała się wewnątrz. A wewnątrz był żłóbek z Dzieciątkiem, Maryją i Józefem ale niekoniecznie widywałam tam tylko ich. Czasami nie było ich tam wcale, za to wewnątrz zjawiała się moja mama w stroju góralskim w objęciach niedźwiedzia polarnego i przeżywała swoje niecodzienne przygody, którym nadawałam kształt.
Babcia mówiła - uważaj, nie rozbij. Tak, jakbym mogła być tak nieostrożna i upuścić z rąk najpiękniejszą i najcenniejszą rzecz całego świata.
Kiedy wszystkie przygody wewnątrz kuli kończyły się, ostatni płatek śniegu opadał na dno, odkładałam kulę na toaletkę i mówiłam: zobacz babciu, nie rozbiłam, położyłam na miejscu.

A moja mama raz w życiu opowiadała, jak poszła kiedyś z moim tatą do kina na film o kowbojach. Byli już wtedy rodzicami. Mieli małe dzieci, ale bardzo chcieli zaznać trochę rozrywki, bo sami niedawno wyrośli z dzieciństwa. To tak jak twoi rodzice poszli ostatnio do kina... Po powrocie z kina moja mama opowiadała swojej mamie film. Tak bardzo się wczuła w grę aktorów, akcję i opowieść, strzelała z kolta szeryfa pif - paf! Ujeżdżała dzikiego konia. Tropiła na pustyni rewolwerowców i w końcu chcąc pokazać swojej mamie, jak to szeryf załatwił jakichś łotrów, poderwała dywanik, na którym stała jej mama. I moja babcia wtedy oczywiście straciła równowagę i przewróciła się całkiem tak samo, jak ów westernowy łotr. Moja mama chyba nie mogła częściej opowiadać tej historii, bo śmiała się w czasie opowiadania tak, że mówić nie mogła...

Pamiętam wielokrotnie powtarzaną historię, jak to tata mojej mamy, mój dziadek, pradziadek twojej mamusi a twój prapradziadek w wieku czternastu lat uciekł ze wsi do miasta, bo nie znosił pracy na roli. Chciał dla siebie innego życia, niż wiedli jego rodzice i ich rodzice... Był moim dziadkiem, z którym minęłam się na ziemi, bo zaledwie ja się urodziłam, on dostał przepustkę do nieba.
Podobnie mój tata, dziadek twojej mamusi, twój pradziadek też oparł się woli swojej mamy. Mama mojego taty chciała by jej jedyny syn został księdzem. Wysłała go do seminarium. Mój tata jednak nie chciał był księdzem. Chciał być tatą swoich dzieci, choć pewnie wtedy jeszcze o tym nie wiedział. Gdyby spełnił wolę swojej mamy, miejsce które ja zajmuję w życiu, twoja mamusia i ty byłoby puste... A przecież mój tata miał więcej dzieci, wiesz, bo już ci o tym mówiłam.

Kiedy się jest dzieckiem można być każdym. Można przeżywać przygody na morzu i w powietrzu. Można latać w kosmos, by odkrywać nowe gwiazdozbiory. Można być tancerką, nauczycielką, strażakiem, lekarzem. Można być nawet wróżką, zwłaszcza tą od Piotrusia Pana, która daje nadzieję. Najważniejsze, by w każdej zabawie sposobić się do przyszłej roli, jaką się będzie w życiu pełniło. Rodzice nie mogą zmuszać dzieci do podejmowania takich, czy innych inicjatyw. Nie mogą zabraniać im bawić się w ulubione zabawy z ulubionymi koleżankami i kolegami. Dziecko najlepiej wie, co jest dla niego dobre. Rodzice powinni delikatnie czuwać, by dziecko kroczyło drogą prawości i uczciwości. Ale drogą dziecka, nie drogą rodziców.
Dziecko ma prawo do własnej wrażliwości. Dziecko ma prawo być tym, kim jest i jakim jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz