Aż któregoś dnia ktoś, komu poświęcasz kawał życia, energii, serca i działań, komu ufasz bezgranicznie i dałbyś sobie własne członki odjąć za niego, wbija ci nóż w plecy, sprawiając dla postronnych obserwatorów wrażenie, że poklepuje cię przyjacielsko. I jeszcze wmawia, że to dla ogólnego dobra, dla uzdrowienia współpracy.
Zostajesz konający i nagle cały świat złożony z twoich przyjaciół, bliższych i dalszych znajomych staje się jednym wielkim wrogiem wykorzystującym twoją naiwność w kontaktach z drugim człowiekiem. Donośnie wybrzmiewają akordy, które niegdyś powinny zapalić czerwone światło w twojej głowie, a pomimo twojej nadprzyrodzonej zdolności wyczucia intencji zbliżającego się do ciebie człowieka, nie zrobiły tego. Nie! Gdy leżysz i nie możesz się pozbierać przypominasz sobie jednak, że zapalało się alarmowe światło, ale gasiłeś je entuzjazmem spotkania z człowiekiem, w którego uwierzyłeś.
Im bardziej się zastanawiasz, bo musisz się zastanawiać, tym bardziej znajdujesz powód, dla którego to wszystko się stało. Odkrywasz, że ludzie (niestety myślisz, że wszyscy) zostali całkowicie pozbawieni honoru.
Być może już się nigdy nie odrodzisz. A może dopiero wtedy, gdy będziesz w stanie przebaczyć.
![]() |
Ów dialog dotyczył źle mówieniu. Cóż powiedzieć o źle czynieniu? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz