MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

sobota, 2 marca 2013

Lunapark - z cyklu: Kobiety

Dom nauczycielki 

Na pierwszym piętrze tej czynszowej kamienicy stojącej w samym centrum niezbyt dużego miasta położonego w górach mieszka kobieta, która jest nauczycielką. Jest to pierwsza z dotychczasowych historia opowiadająca o kimś, kto jeszcze żyje. Niegdyś nauczycielka zajmowała całe mieszkanie z obydwoma balkonami. Potem, kiedy TO się stało, była zmuszona zmniejszyć powierzchnię do niezbędnego minimum a resztę pięknego, słonecznego mieszkania odgrodzić i odsprzedać. Nie było to trudne do zrobienia, ponieważ wystarczyło zamurować drzwi w ścianie, gdyż pokoje balkonowe stały w amfiladzie, zaś z korytarza wydzielić całkiem nowe wejście. Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży tej większej części mieszkania zrobiła remont w swoim gniazdku, jak widać na zdjęciu nawet wymieniła okna. Pozostałą część przeznaczyła na "życie". Bo nauczycielka straciła pracę i została bez źródła utrzymania.
Urodziła się i wychowała w czasach, w których większość ludzi reprezentowała te same wartości, których podstawy oparte były na chrześcijaństwie. Uczyła języka ojczystego, była doskonałym etykiem, bliskie jej były idee humanizmu. W pracy z młodzieżą posiadała niezwykłą intuicję i wyczucie, tak jakby szóstym zmysłem odbierała potrzeby młodego człowieka. Całe jej życie nakierowane było na dobro wychowanków, do ludzi odnosiła się z miłością i szacunkiem, potrafiła największego nawet nieuka zmotywować i wspólnie z nim odnaleźć ścieżki prowadzące go do odnalezienia marzeń i pasji, a w konsekwencji do życiowej misji. Oddana ludziom i pracy, poświęcająca siebie bez reszty sprawie wychowania młodego pokolenia. Była też szanowana w środowisku zawodowym za mądrość i dobroć, a te nie zawsze idą przecież w parze. Przy tym wszystkim była osobą niezwykle wymagającą. Wpierw wymagała od siebie. Może to banalne, ale będąc pracowitą, odpowiedzialną i obowiązkową, dawała przykład postępowania. Wiedziała, jak należy traktować młodego człowieka, by przez wychowanie i nauczanie dać mu kapitał na jego przyszłe życie.
Mijały lata, a nawet dziesiątki lat. Starsi od niej nauczyciele odchodzili na emeryturę. Ich miejsce zajmowali młodzi, którzy już niekoniecznie wyznawali wartości, które ukształtowały pokolenie ich rodziców. Zmienił się również świat - jakby znalazł się na karuzeli konsumpcjonizmu, której zerwała się wajcha pozwalająca na zwolnienie i zatrzymanie jej mechanizmu. Nowe roczniki młodzieży, które przychodziły do szkoły, znały już tylko życie wyznaczone pędem owej karuzeli. Chodziło o to, żeby nie spaść a przy okazji zająć lepsze i wygodniejsze miejsce, nawet kosztem zepchnięcia kolegi, czy koleżanki. Dyrekcja szkoły, która również legitymowała się pochodzeniem z owego lunaparku, zaczęła kłaść nacisk i - początkowo zachęcać, w konsekwencji zmuszać - nauczycieli do "łagodniejszego" traktowania wychowanków, niestawiania im zbyt wygórowanych wymagań jeśli chodzi o morale, zachowania etyczne i tym podobne przeżytki poprzedniej epoki, bo tak naprawdę jedyne, na czym szkole zależy, to odpowiednie miejsce w rankingu. Czyli znów ta karuzela.
Nauczycielka, o której mówię, nie mogła się z tym pogodzić. Owszem rozważała apele dyrekcji, ale po rozeznaniu wszystkich za i przeciw doszła do wniosku, że nie może być mowy o dostosowaniu własnych wartości, wartości tak ważnych dla każdego człowieka, do potrzeb zwariowanego świata. Świata, który stanął na głowie! Trwała więc w świecie wartości wyznaczonych i wypracowanych przez pokolenia w tysiącleciach dziejów ludzkości, tych najoczywistszych i najbardziej elementarnych, które można zamknąć w słowie: miłość. Miłość rozumna: miłosierna ale i wymagająca. Z tym, że współcześni oczekiwali czegoś na wzór miłosierdzia, a raczej pobłażliwości. O wymaganiach słyszeć nie chcieli.
Napisano donos. Jeden po drugim. Nauczycielce wielokrotnie kazano się stawić w gabinecie dyrektora i upominano, że jeśli nie zmieni swojego stosunku do uczniów, zostanie zwolniona. Wciąż słyszała o kompromisach, tak jakby kompromis był czymś, co jest do przyjęcia ze swym fundamentalnym założeniem rezygnacji z systemu wyznawanych wartości. Poza tym jej postawa była niewygodna, bo niezrozumiała, więc budząca lęk jak wszystko, co nieznane, wśród grona pedagogicznego, które w większości składało się z młodych ludzi oszołomionych pędem karuzeli konsumpcjonizmu.

Nauczycielka chodzi po mieście z podniesioną głową. Nie wie na jak długo wystarczą jej pieniądze pochodzące ze sprzedaży części mieszkania. Jest ani stara, ani młoda. Może znajdzie jeszcze jakąś pracę. Byle nie w tym lunaparku, którym stał się współczesny świat.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz