- Jeszcze trzy miesiące temu nie było we mnie niczego. Dziś w miejscu, gdzie zwykle wypatruje się cudu życia, lekarz dostrzegł coś. Do powtórzenia badania skłoniły nas moje uporczywe krwotoki. Po badaniu powiedział, że to nic groźnego. Skąd wie, że to jest to, a nie TAMTO? - powiedziała kobieta w poczekalni u ginekologa.
- Nie wiem. A co się z tym robi?
- Nie chciał powiedzieć. Nie chciał mieszać się w paradę mojemu lekarzowi - tak powiedział. Powiedział jeszcze, że mój lekarz skierował mnie do niego tylko na badanie i kiedy dostanie wynik i zestawi go z innymi objawami, będzie wiedział jakie postępowanie zaproponować.
- To ja naprawdę nie wiem, co powiedzieć.
- A co tu mówić? Pani wie? Pani taka młoda i oczekuje dziecka, a ja przypomniałam sobie właśnie, jak przed ponad ćwierćwieczem byłam w błogosławionym stanie i chodziłam do ginekologa. Lekarz ten sam, czasy się trochę zmieniły. Gabinet, sposób traktowania pacjentek i ogólnie warunki. Dawniej poradnia ginekologiczna była zamknięta przed oczami innych pacjentów. Nie tak jak teraz rejestratorka w tłumie oczekujących do innych lekarzy i do pracowni analitycznej pyta bez pardonu kiedy była ostatnia miesiączka. Nikt nie pomyśli, że może to być krępujące dla pacjentki? Więc najpierw była poczekalnia. Właśnie za jej drzwiami zaczynał się wydzielony świat tylko dla kobiet. Z jednej strony była zapewniona wielka intymność, a z drugiej! Zaraz dojdę do tego. W poczekalni zawsze był rój kobiet - wszystkie krzesła zajęte, a było tych krzeseł trochę. Sama poczekalnia była olbrzymia, nie to co tutaj. Wtedy można było przyjść w godzinach przyjęć lekarza i zarejestrować się na wizytę bez wcześniejszej rezerwacji terminów itp. Teraz się przyszło i zostało się przyjętym. Ilość przyjętych pacjentek ograniczało widzimisię położnej lub zmęczenie lekarza, nie żadne limity NFZ. Dalej, za poczekalnią, był gabinet położnej. Też wielki, przestronny. Kiedy przeszło się przez magiel pytań i badań, które w tych warunkach mogły dotykać najintymniejszej sfery, przechodziło się do przebieralni. Przebieralnie oddzielone parawanami były dwie. Tam należało się przygotować do badania, znaczy rozebrać od pasa w dół i z gołym tyłkiem oczekiwać już na swoją kolejkę. Jak w jakimś obozie! A potem to już prosto do lekarza. Dlatego, tzn. przez tę przebieralnię, do ginekologa chodziło się koniecznie w spódnicy. Takie były czasy. No, sama nie wiem? Już może lepiej z tym gołym tyłkiem pod spódnicą, za parawanem w przebieralni oddzielonej trzema drzwiami od ogółu przychodni oczekiwać na wejście do gabinetu niż odpowiadać na krępujące pytania w ciasnej poczekalni wśród tłumu różnych pacjentów?
- Nie wiem, co powiedzieć.
- Sama nie wiem, co myśleć. Wrócę do domu, to poczytam w internecie. Może upewnię się, że lekarz badając wiedział, że to jest to, a nie TAMTO, bo termin wizyty u mojego lekarza mam za kilka tygodni. Pani wie. Limity.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz