MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 14 marca 2013

Biały sługa Boży

Wybór Benedykta XVI na Stolicę Piotrową przebiegał w wielkiej żałobie spowodowanej cierpieniem i śmiercią błogosławionego dziś Jana Pawła II. Cały świat miał świadomość olbrzymiej straty i choć trzeba się było podporządkować kolejom losu, było ciężko. Dla mnie osobiście - bardzo ciężko. Bolałam, gdy inni radowali się z wyboru nowego papieża, ponieważ wiwat "umarł król, niech żyje król" jest dla mnie najboleśniejszym i najbardziej bezdusznym wiwatem ze wszystkich, jakie znam. Kiedy Synek w harcerskim mundurze wybierał się pełnić tzw. "białą służbę" podczas pielgrzymki Benedykta XVI, a później podekscytowany snuł opowieści i dzielił się wrażeniami, nie potrafiłam podzielić jego entuzjazmu. Nawet, gdy osobiście byłam w Rzymie podczas beatyfikacji JP II, nie szukałam okazji na zobaczenie papieża inaczej niż na telebimach. Powiem więcej - wbrew sobie, a tylko by sprawić radość Mężczyźnie, Który Kiedyś Był Chłopcem, na 25. rocznicę ślubu zamówiłam błogosławieństwo papieża, które dotarło do domu później niż ja, pocztą. Oprawione błogosławieństwo zawisło w dużym pokoju na honorowym miejscu z uwagi na wydarzenie, a nie osobę Benedykta XVI. I tak ten papież Benedykt był dla mnie takim obcym, surowym, zimnym, niebudzącym żadnych namiętności papieżem, aż do czasu, kiedy nie zaczął twittować na Twitterze a jego twitty krążyć w internecie. Dopiero wtedy dotarła do mnie głębia jego myśli, jego miłość do Boga, ludzi i świata. Istota jego posługi.
Mówią, że lepiej późno, niż wcale...
Dziwiło mnie, wielce dziwiło mnie to głośne halo, które się rozległo ze wszystkich kierunków, kiedy 11 lutego ogłosił swoją decyzję o rezygnacji z posługi. Tak jakoś mam, że wolność człowieka, wolność jego decyzji i działań rozumiem w sposób, który przejawia się prawem do podejmowania decyzji stanowiących o sobie i/lub o dziele, które ten człowiek wykonuje. I to prawem bezdyskusyjnym.
Śmiało mogę powiedzieć, że ostatnie miesiące posługi Benedykta XVI ugotowały mnie w miłości ukierunkowanej dwustronnie: jego do mnie i mojej do niego. Zapewne Ducha Świętego i Jego łaski to zasługa.

Natomiast stało się tak, że Franciszka - Franciszka I -  pokochałam od pierwszego wejrzenia. Pewnie dlatego, że moje serce nie było przepełnione bolesną stratą, jak w przypadku wyboru Benedykta XVI. Ale też dlatego, że jest w nim spontaniczność Jana Pawła II, jak choćby w powiedzeniu, że "kardynałowie wybrali go z końca świata"... No i te słowa o braterstwie, miłości i wzajemnym zaufaniu... Zwłaszcza w aspekcie skromnego życia, jakie wiódł będąc dostojnikiem kościoła argentyńskiego.
A może po prostu we wszystkich bolesnych doświadczeniach ostatnich dni i tygodni, jego słowa: "Obyśmy mieli odwagę podążać ścieżką Pana" trafiły na odpowiedni grunt w moim zdruzgotanym sercu. 
Cieszę się, że z Benedyktem XVI do Castel Gandolfo pojechał jego kot, który wyraźnie był pokazywany na tylnym siedzeniu limuzyny, gdy oczekiwał na swojego przyjaciela, żegnającego się ze swoimi przyjaciółmi - z nami. 
Modlitwą, jedynie tak mogę wesprzeć nowego papieża, Franciszka, w jego samotności spowodowanej oddaniem się Bogu i ludziom, dobrowolnym poddaniem się w niewolę miłości. Miłości również do mnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz