MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

sobota, 30 marca 2013

Przy Grobie Pana

Kościelny Marian przebrany za "podhalańczyka" jest dzisiaj dowódcą warty. Prowadzi młodych chłopców i mężczyzn, przebranych jak on, na zmianę warty przy grobie. To już tradycja w tym kościele, by ubrani w historyczne dla regionu mundury mężczyźni, trzymali straż. Przez kościół przelewają się fale wiernych i tych, co dla niezrozumiałej dla siebie tradycji przychodzą do grobu Pana. Nie bardzo stara kobieta w mocno różowym berecie z długim, wyczesanym włosem klęka najbliżej, prawie u stóp wartowników. Też bym chciała tak blisko, ale mi w którymś roku warta zagrodziła drogę. Widocznie mocno różowy, z długim, wyczesanym włosem beret jest przepustką pozwalającą przekroczyć granicę zbliżenia. Najbliżej grobu są klęczniki dla lektorów, ministrantów i tych, co służą przy ołtarzu. Zmieniają się co chwilę, by w modlitewnym czuwaniu uczestniczyć w warcie. Dobrze, że się zmieniają, bo ministranci ziewają i pokładają się; czuwali nocą i od wczesnych godzin rannych. Nie mogę patrzeć na to ziewanie, bo przecież ten odruch jest zaraźliwy. No, ale gdzieś muszę patrzeć. Zakonnica, ledwo zauważalna, stroi ołtarz na nadchodzący wieczór i poranek Zmartwychwstania. Klęcząc na stopniach, układa kompozycję z kwiatów. Nagle zjawia się przy niej dziewczyna, spontanicznie zaczyna pomagać. Podszedł chłopiec z nogą w gipsie, o kulach. Przede mną klęczy stary mężczyzna z aparatem słuchowym w lewym uchu. Za prawym uchem ma naklejony plaster. Może mu się zrobiła odleżyna od aparatu? Ile taki aparat może ważyć? Ile by nie ważył, leżąc w tym samym miejscu, uciska. Druh Tadeusz też ma aparat słuchowy. Nie było go ostatnio na comiesięcznym spotkaniu komisji w hufcu. Ciekawam, jak się czuje? Ze spotkania na spotkanie jest coraz słabszy. Gaśnie powoli. Idzie zmiana warty. Tym razem nie prowadzi jej kościelny Marian. Teraz idą "strażacy". Warta kościelnego Mariana głośno stukała obcasami, tę zmianę poprzedza głos: UWAGA! Wszyscy zdążyli się usunąć, tylko rozmodlona blondyna "barbie" klęczy na środku. Obok niej kilku-, może sześcioletni chłopiec. Ktoś ją szturchnął w łokieć, choć dowódca tej warty raz za razem stojąc za nią powtarzał: UWAGA! Pozbierała się szybko, pociągnęła chłopca i natychmiast zaczęła mu wskazywać zmieniających się wartowników, ale on patrzył w inną stroną. Szturchańcem zwróciła jego uwagę. Obok usiadło małżeństwo staruszków. On, tak jak potrafią to już tylko starsi panowie, gestem dżentelmena, niemal z ukłonem, zaprosił żonę do ławki. Pochylał nad nią głowę, coś szeptał jej do ucha. Po długiej chwili zauważyłam, że ma niewładną prawą dłoń. Pewnie miał wylew. Kiedy wychodzili z ławki uśmiechnął się do mnie tylko lewą stroną twarzy. Podał żonie staruszce ramię, by się na nim wsparła. Wczoraj umarł druh Józef. Niewiele starszy ode mnie, kilkanaście lat zaledwie. Tak wielu ich odchodzi! Czy harcerstwo jest na wymarciu? Duża Mała Dziewczynka mówiła, że z ojcem proboszczem umawiała się, że w przyszłym roku harcerze będą pełnić służbę przy grobie Pana. Nie. Harcerstwo nie jest na wymarciu. Jest nas tak dużo, że statystycznie wśród umierających co rusz jest ktoś z "naszych" ludzi. Naszych, waszych - jesteśmy "dziećmi jednego Boga", choć niektórym tak trudno przejść przez bramę ekumenizmu. Podeszła rodzina z dwójką dzieci. Dziewczynka zapytała matkę szeptem, czy może się pomodlić. Z całej czwórki tylko ona się modliła. Ale jak! Ministranci na klęczniku przy grobie się zmienili, ale zaledwie uklękli, jeden z nich zaczął ziewać. Niektórzy ludzie przyklękają i od razu odchodzą. Inni klęczą długo i modlą się prawdziwie. Tabernakulum otwarte i na jego tle od wczorajszego wieczoru stoi odsłonięty krzyż. Chrystus leży w grobie niewzruszony tym pochodem. Dziewczyna pobiegła na zakrystię i przyniosła stamtąd bukiet zielonych liści. Triduum w śnieżnej aurze. W całym moim życiu takiego nie pamiętam. Druh Józef był takim cichym i skromnym człowiekiem. Chorował. Miał raka. Odejść w Wielki Piątek, to jak spełnienie obietnicy danej przez konającego Jezusa, że jeszcze dziś będzie się z Nim w raju. Droga druha Józefa była drogą do Pana. Młody mężczyzna, chłopiec jeszcze, uklęknął i zatopił się w modlitwie. Niektórzy ludzie potrafią się tak pięknie modlić. Patrzeć na głęboko rozmodlonego człowieka to wielkie przeżycie. Tak jak ta kobieta, która przed chwilą odeszła. Przy klęczącej matce stało dwoje kilkuletnich dzieci. Dzieci czekały cichutko, a matka w tym czasie "odpłynęła" w swej modlitwie. Kiedy ja miałam małe dzieci nigdy nie potrafiłam skupić się na modlitwie. Teraz pewnie też nie, skoro widzę wszystko, co się na moich oczach dzieje. Ale jak nie widzieć tego wielkiego oczekiwania, którym nabrzmiałe są dusze wszystkich przybywających do grobu? Na przykład ten kaleki mężczyzna, który nie idzie a posuwa się wsparty na kulach? Usiłuje klęknąć i choć fizycznie nie klęczy, jego postawa oddaje pokłon i cześć należną umarłemu Bogu. Mój Wujek od ponad 40. lat też o kulach przemierza swoje życie. On i jego żona są jedynymi z pokolenia moich rodziców. Brat Mojej Mamy. Nie dziwi, że tak jest, skoro to my jesteśmy już pokoleniem dziadków. Choć na szczęście świat pełen jest jeszcze starców, w których skrywa się wielka mądrość i dobroć, z której można czerpać jak ze skarbca. Jakich współczesna młodzież potrzebuje autorytetów? Są środowiska, w których jest tragicznie. Na szczęście są i takie, które są tą przyszłością, o której zwykło się mówić za poetą: świetlaną. Sprzęt nagłaśniający na dziedzińcu kościoła przy stołach do święcenia ma jakieś sprzężenie, bo co raz piszczy, świdrując wysokimi tonami wprost do mózgu. "Wiara zaczyna się od Zmartwychwstania...". Oni wszyscy, ci którzy "poprzedzili nas w drodze" już to wiedzą. Moi rodzice mieliby dziś 76 i 75 lat, Mój Brat 57. Gdy byłam młodą dziewczyną widziałam wspólne święta w domu rodziców i wyobrażałam sobie Mojego Brata po pięćdziesiątce. Do dziś zostało to w sferze wyobraźni. Tylko. I aż. Tak naprawdę są blisko każdego dnia, a szczególnie w Święta. Lęk przed śmiercią matki jest gorszy niż życie po. Duża Mała Dziewczynka jest jak skóra zdarta z Mojej Mamy. Jest takie zdjęcie w pudle ze zdjęciami, nawet zamieściłam je w książce, gdy Moja Mama była w szkole średniej, nieco starsza niż dziś Duża Mała Dziewczynka. Wypisz wymaluj. Wczoraj w sklepie spotkałam panią, która czytała moją książkę i tak pięknie ją odebrała; dziękowała mi za nią. Ja dziękowałam z kolei jej. Taka radość i zadośćuczynienie po tym, jak ten człowiek sprawił mi taki ból, po tym jak chciał odebrać mi wiarę we własne możliwości, chciał zachwiać poczucie własnej wartości, godności, zabić ducha. Boże jaki Ty cichy i pokorny leżysz w tym swoim grobie... Ból i wstyd, to wszystko co czuję stojąc przed Twoją Wielkością zamkniętą w udręczonym ciele. Mogę odczuwać ten ból? Nie zmartwychwstaniesz dla mnie tej nocy. Daj mi czas. Czas leczy rany. Będę pilnowała, by ból ten nie urósł w pychę. Przecież wiesz, że zawsze możesz wesprzeć na mnie swoje stopy, kiedy tak wisisz na krzyżu. Teraz zamknę oczy na chwilę, bym mogła wreszcie pomilczeć, bo milczenia uczysz czuwających przy Twoim grobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz