Przez cały ubiegły tydzień wiosna stroiła się do zamążpójścia, by około soboty pozbawić tchu tych, którzy troszczą się o chleb. Stanęła w całej krasie ubrana w białą suknię utkaną z najdelikatniejszych płatków, zdobna w koronę rozkwitłych drzew, z muzyką w kielichach pierwszych kwiatów. Dwóch drużbów weselnych w czarnych smokingach stanęło u wrót kościelnych, by pilnie strzec porządku ceremonii. Pan młody jest całym światem młodziutkiej oblubienicy i właśnie dla jego urody przystroiła się w tę niewinność bieli. Ze trzy dni trwała w oczekiwaniu na oblubieńca, któremu postanowiła się oddać, a świat gasił i zapalał gwiazdy, rozdmuchiwał wiatry na cztery strony, w jednym miejscu głaskał powierzchnie mórz i oceanów, by w innym wzburzyć wielkie fale ku uciesze i radości sobie tylko znanej. Malował chmurki na niebie i rosił deszczem ziemię, by spulchniona mogła przyjąć nasienie wszelkiego płodu. Nadawał kierunek strumieniom i pilnował, by trafiły do koryta swych rzek. Gładził czupryny gór i dawał nura nad i pod. Dął w żagle obłoków i sypał się piaskiem w klepsydrze czasu. Tyle miał zajęć, tak długo kazał na siebie czekać, że w końcu przegapiłam chwilę, w której miałby się zjawić, by pojąć ją, wiosnę, swą oblubienicę miłą, za żonę.
Każda magnolia jest jak panna młoda, która ukazała światu swą radość i szczęście odbijające się w białej szacie skromności i czystości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz