MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 2 maja 2013

Prawem serii

Kiedy wczoraj wieczorem Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem kładł się spać zapowiedział, żeby przypadkiem nikomu nie przyszło do głowy budzić go rano z jakiegokolwiek powodu, gdyż "śpi do oporu". Spanie do oporu jest ulubionym powiedzeniem Mężczyzny, Który Kiedyś Był Chłopcem od kiedy go znam, a znam go ho, ho, ho! Natomiast jest typem rannego ptaszka, więc tak ma poukładane życie zawodowe, że latem wstaje na równi z ptakami, zimą też o tej porze, więc "spanie do oporu" jest czczym życzeniem. I takie też stało się wypowiedziane wczorajszego wieczoru.
Najpierw zadzwonił jego własny budzik, którego nie wyłączył. Ponieważ pora roku, która wzięła świat we władanie latem nie jest, więc zadzwonił "o tej porze", a nie kiedy ptaki wstają. Za niespełna godzinę zadzwonił Synek, że jest ok. 50 km od domu i najbliższy transport zbiorowy będzie za kilka godzin, czyli bardzo wczesnym ranem (o tej porze roku chyba w tej godzinie ptaki wstają), jest bardzo zmęczony, ponieważ od ponad 10. godzin jest w podróży i czy w związku z tym mógłby tatuś przyjechać. Oczywiście nie użył słowa "tatuś", ja tylko tak dla lepszego efektu literackiego. Chciałam być solidarna i towarzyszyć Mężczyźnie, Który Kiedyś Był Chłopcem w drodze po Synka, ale powiedział mi, że wolno jechał nie będzie, więc po co mam się denerwować (w podtekście było: jego denerwować). Nie był to argument, który mnie powstrzymał. Prawdziwym powodem, dla którego zostałam w łóżku była moja noga. Przecież od blisko dwóch tygodni wożę moje kolana na rehabilitację do pobliskiej miejscowości. Na pierwszy zabieg udałam się z wyrzutami sumienia, gdyż już od dawna moje kolana nie były w tak dobrej kondycji (znaczy, że nie bolały), jak wtedy przed rehabilitacją. Ten stan zmienił się po trzecim zabiegu, gdyż wtedy wyszłam z przychodni rehabilitacyjnej kulejąc, choć przyszłam niemal w podskokach. I z jakiegoś powodu do dzisiaj ból nie chce mnie opuścić, a siedzenie w samochodzie w jednej pozycji jest zabójcze dla tak bolącego kolana. Ta noc, pewnie ze względu na pogodę, była niezmiernie męcząca dla mojego kolana. I choć to Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem jeździł po Synka, ja byłam równie niewyspana, jak on. Choć po powrocie zdążył złapać jeszcze sen w tym samym miejscu, w którym go zostawił, to dopiero po 9. wyrwał nas z głębokiego snu dzwonek telefonu, który głosem D. nakazał nam wstać i udać się na Koniec Wsi.

Pierwszy majowy dzień przyszedł zanurzony we mgle do połowy. Nie znaczy to, że w połowie dnia mgły się rozproszyły. Wręcz trwały do końca dnia, ale zawieszone od nieba do połowy gór czyniąc świat i rozpoczynający się maj jedną wielką tajemnicą. Gdy zbierałam gałęzie na ognisko zahaczyło mnie jakieś ostre badylątko i podrapało nogę nad kolanem, tym mniej bolącym. Wykorzystało moją niesprawność spowodowaną ograniczeniem ruchomości i bólem i to, że bardziej suwałam nogami, niż stawiałam kroki na pochylonym zboczu. Niezbyt ciepły i nieciekawy dzień zamieniliśmy w pasmo radości splecionej z nostalgią, które strzelały iskrami i snuły się dymem z ogniska wprost do nieba. Ciepło ogniska działało kojąco i znieczulająco na moje kolano, ale kto wie, czy nie był to tylko chwilowy efekt, który w ostateczności przyniesie więcej szkody, niż pożytku.

I pewnie nie napisałabym słowem na temat tego nieszczęsnego kolana, gdym siadając teraz do komputera nie uderzyła nim w kant drewnianego krzesła o solidnej konstrukcji i w związku z tym nie zobaczyła gwiazd, które mgły ukryły przed okiem patrzących.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz