Miasto zamieszkuje jakiś procent, choć znikomy, ludności ukraińskiej i żydowskiej o czym świadczą choćby świeże pochówki na cmentarzach tych narodowości. Odbyliśmy kilka spacerów nocą i w dzień, rozmów z napotkanymi ludźmi, zaobserwowaliśmy życie w wyjątkowym dniu, jakim była rocznica Uchwalenia Konstytucji 3 maja i to pozwoliło nam wyrobić sobie określoną opinię na temat miasta i jego mieszkańców.
Otóż mieszkańcy przygranicznego miasta, po które wciąż zgłasza pretensje sąsiedni naród, zdecydowanie bardziej i głębiej, z wielkim namaszczeniem i prawdziwym zaangażowaniem czczą święta i obchodzą uroczystości państwowe. Dało się to zauważyć przy rzymskokatolickiej archikatedrze przemyskiej, gdzie zbierali się mieszkańcy, uczniowie szkół, członkowie organizacji pozarządowych i kombatanckich, harcerskich, strzeleckich, funkcjonariusze Straży Granicznej i innych służb mundurowych, władza (władza bardzo dyskretnie, właściwie niezauważalnie, ale przecież musiała być) oraz poczty sztandarowe w ilości, których w naszym mieście nigdy nie widziałam na tego typu uroczystościach. Jestem osobą, która śmiało może poczynić takie porównanie, ponieważ bywam na różnych uroczystościach miejskich świąt państwowych, rocznicowych i okolicznościowych. Przyglądanie się scenom, które rozgrywały się przed archikatedrą było niezwykłą lekcją patriotyzmu i obywatelstwa. Chciałoby się przenieść taki wspaniały obyczaj na rodzimy grunt. Zdaje się jednak, że tu (w mieście, w którym mieszkam) i w innych częściach kraju ludzie obrośli w jakieś patriotyczno-obywatelskie lenistwo, skupiają się na sobie i swoich własnych potrzebach, wszelki, najmniejszy nawet niedostatek wyolbrzymiają do rangi kosmicznego problemu i nastawieni są jedynie na posiadanie, szczęście jednostki, karierę i biznes. Przemyśl w dniu 3 maja jawił się wyspą szczęśliwą wszystkich pospołu, w naszej skłóconej ojczyźnie.
Część mieszkańców szykowała się do uroczystości Wielkiego Piątku. Właśnie natknęliśmy się na osoby dekorujące Cerkiew Matki Bożej Bolesnej ojców bazylianów na Zasaniu. Baliśmy się, że swoim wtargnięciem zakłócimy powagę chwili, ale wyznawcy obrządku greckokatolickiego (o kościele greckokatolickiem mówi się ukraińsko-bizantyjski) zupełnie inaczej niż my katolicy, podchodzą do Triduum Paschalnego. Jest w nich radość pomimo Wielkiego Piątku, co naocznie stwierdziliśmy i co potwierdził w swej opowieści i swą postawą jeden z bazylianów. Zapewne czas go naglił, a on przerwał pracę i zajął się ugoszczeniem nas w swoim Kościele. Opowiedział o historii świątyni i zakonu w Przemyślu, o dniu dzisiejszym i co najważniejsze - podzielił się z nami przepisem na wspólne życie społeczeństwa wielonarodowego, wielowyznaniowego i wielokulturowego - takiego właśnie jak to z jednej i drugiej strony granicy polsko-ukraińskiej.
A jaki przepis ma bazylianin z Cerkwi Matki Bożej Bolesnej w Przemyślu, wykładowca w greckokatolickim seminarium duchownym na zgodę i porozumienie? To przebaczenie i dbanie o honor imienia człowieczego.
Wybrzeże Piłsudskiego w Przemyślu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz