Ziemia nie nosi takiego człowieka, który pozbawiony byłby
marzeń. Każdy posiada je na swoją miarę. Nie mówi się tutaj o ułudzie,
mrzonkach, płytkich urojeniach. Mówi się o pasji, która spala. O pragnieniu,
które nie daje żyć. Mówi się o życiu człowieka i drodze do jego wolności i
wzrostu, otwierającym bramy do tajemnicy i szczęścia. Mówi się o jego obowiązku
wypełniania powołania. Mówi się o natchnieniu Ducha Świętego.
Mówi się też o obowiązku jako takim. I o miłości. Mówi się o
stosunku do siebie, innych ludzi i świata.
Nie dostało się prawa krytykować. Nie ośmiela się
komentować. Pozwala się każdemu zastanowić. Przemyśleć. Znaleźć, a może wykluczyć istnienie granicy
między miłością do siebie, a miłością do innych. Między odpowiedzialnością za siebie, a odpowiedzialnością za innych. Troską o siebie, innych lub jej brakiem. Między powołaniem, a życiem.
Mówi się o tym, czego nie da się ogarnąć rozumem ani sercem.
O tym, co łączy niebo i ziemię. W człowieku.
* * *
Ofiarowanie (na podstawie opowiadania Iriny Sieminoj - tłumaczenie
z rosyjskiego Inga Zawadzka; fanpejdż
na FB: Po Pierwsze Ludzie)
- Kto ostatni w kolejce do ofiarowania?
- Ja, mam numerek 852, a pani?
- Mam 853. Długo się czeka?
- Nie, szybko idzie. A pani w imię czego składa ofiarę?
- W imię miłości, a pani?
- Ja dla dzieci, wszystko bym za nie oddała…
- A co pani składa w ofierze?
- Swoje życie osobiste. Wszystko dla dzieci. Ze wszystkiego rezygnuję. Z nikim się nie spotykam, wszystkiego w domu muszę dopilnować. Nic sobie nie kupuję, nigdzie nie chodzę. Rzuciłam dobrą pracę, żeby być bliżej domu, teraz sprzątam w przedszkolu, żeby osobiście dzieci doglądać. Nic dla siebie nie chcę.
- Rozumiem panią. A ja składam swoje uczucia w ofierze. Wie pani, z mężem mi się dawno nie układa… ma inną. Mąż nie chce odejść pierwszy, mówi, że się przyzwyczaił do mnie. Ja też nie potrafię odejść – żal mi go… I tak sobie trwamy… O! Pani numerek się świeci! Boję się, co będzie jak nie przyjmą mojej ofiary?
853 zwija się w kłębek i czeka na swoją kolej. 852 długo nie wychodzi, w końcu drzwi do gabinetu się otwierają i 852 stoi oszołomiona.
- No i co? Co pani powiedzieli? Przyjęli ofiarę?
- Nie… Powiedzieli, że okres próbny. Kazali jeszcze się zastanowić.
- Jak to??? Dlaczego???
- Pani kochana, oni mnie spytali czy przemyślałam wszystko, bo to przecież nieodwracalne. Powiedziałam im, że dzieci jak dorosną to docenią, co matka dla nich poświęciła. A oni mi film pokazali. O mnie, o mojej przyszłości. Jak córka za mąż wyszła i się wyprowadziła do innego miasta, a syn dzwoni tylko raz w miesiącu. Ja go w tym filmie pytam dlaczego, a on mówi, żebym się do jego życia nie wtrącała i zajęła sobą. A jak mam się sobą zająć, kiedy się nigdy sobą nie zajmowałam, nie umiem!
- No to teraz ja idę… 853 się świeci…
- Dzień dobry pani. Proszę usiąść. Co pani nam przyniosła?
- Uczucia…
- Rozumiem… Proszę pokazać.
- Niech pan patrzy, niewiele tego, ale świeżutkie, nienoszone, pół roku mają dopiero…
- Co pani chce w zamian?
- Ocalić rodzinę.
- Czyją? Pani? A co tam jest do ocalenia?
- Mąż ma kochankę, dawno.
- A pani?
- Ja od pół roku mam kogoś…
- Te uczucia, co pani przyniosła, to do tego nowego?
- Tak. Żeby tylko ocalić rodzinę.
- Jaką rodzinę? Przecież sama pani mówi, że mąż ma inną kobietę, a pani innego mężczyznę, gdzie tu rodzina?
- Ale rozwodu nie było! Wciąż jesteśmy małżeństwem!
- I to pani odpowiada?
- Nie!
- Ale wymienić na nowy związek pani nie chce?
- Nie… to nie są jakieś wielkie uczucia…
- No to skoro pani ich nie szkoda, to poproszę, może pani złożyć ofiarę.
- Ale słyszałam, że film jakiś pokazujecie, o przyszłości… Dlaczego ja nie mogę obejrzeć?
- Różne tu filmy pokazujemy. Jednym o przyszłości, a innym o przeszłości… A pani pokażemy o teraźniejszości. Włączam proszę patrzeć.
- To ja??? Masakra, jak ja wyglądam??? To kłamstwo!!! Przecież dbam o siebie!
- Cóż, pani stan ducha przekłada się na wygląd.
- Ale jak to??? Przygarbiona jakaś jestem, usta zacięte, oczy mętne, włosy oklapnięte…
- Tak wyglądają ludzie kiedy ich dusza płacze…
- A co to za chłopiec? Taki słodki… O, tuli się do mnie!
- Nie poznaje pani? To pani mąż, w pani projekcji.
- Mąż??? Bzdura!!! Mąż jest dorosłym człowiekiem!
- A w głębi duszy jest małym chłopcem. I tuli się do mamusi…
- Ale tak mi wpojono w dzieciństwie, że kobieta musi być silniejsza, mądrzejsza, bardziej stanowcza. Że musi wspierać męża.
- No i tak pani ma: silna, mądra, stanowcza mamusia kieruje swoim chłopcem-mężem. I przytuli i nakrzyczy, ukarze i wybaczy, pożałuje i nakarmi.
- Ale przecież nie jestem mamusią tylko żoną! A on ma kochankę! Lata do niej, a potem wraca, a ja go i tak kocham!
- Oczywiście, ma się rozumieć, chłopiec się bawi w piaskownicy i wraca do domu, do ukochanej mamusi. Popłacze trochę w fartuch, pokaja się… Dobra, koniec oglądania. Będziemy finalizować. Składa pani miłość w ofierze czy nie?
- A przyszłość? Nie pokazaliście mi przyszłości!
- Bo jej pani nie ma. Przy takiej teraźniejszości pani chłopiec ucieknie, jak nie do innej kobiety, to w chorobę. Albo w ogóle – donikąd. Znajdzie sobie sposób wyrwania się spod mamusinej spódnicy. Przecież sam ma ochotę dorosnąć…
- To co mam robić? Dla kogo będę się ofiarowywać?
- To już pani powinna lepiej od nas wiedzieć. Podoba się pani rola mamusi widocznie. Bardziej, niż żony. Mamusie też bywają kochane. No to jak? Będzie pani składać ofiarę? W imię ocalenia tego co jest i żeby pani mąż pozostał synkiem?
- Nie, nie wiem, nie jestem gotowa… muszę pomyśleć…
- Dajemy czas na myślenie.
- A co ja mam zrobić, żeby mąż… no… tego… wydoroślał?
- Przestać być mamusią. Odwrócić się twarzą do siebie i nauczyć się być Kobietą. Atrakcyjną, tajemniczą, zajmującą, pożądaną. Taką, której ma się ochotę podarować kwiaty i śpiewać serenady pod oknem, a nie płakać na ciepłej miękkiej piersi.
- Pomoże?
- Z reguły pomaga. Ale tylko pod warunkiem, że się pani zdecyduje być Kobietą. Jakby co – proszę przyjść. Uczucia ma pani piękne, z przyjemnością je weźmiemy. Wie pani ile osób marzy o takich uczuciach? Jak się pani zdecyduje je ofiarować – zapraszamy!
- Pomyślę…
853 wychodzi w zamyśleniu z gabinetu, tuląc do piersi swoje uczucia. 854 umierając z niepokoju podnosi się z krzesła i zmierza w kierunku otwartych drzwi.
- Gotów jestem ofiarować swoje potrzeby, żeby tylko mamusia była zadowolona…,- szepcze 854.
Drzwi się zamykają. W poczekalni siedzą ludzie tuląc swoje marzenia, talenty, cele, plany, karierę, możliwości – wszystko to, co postanowili złożyć w ofierze…
- Kto ostatni w kolejce do ofiarowania?
- Ja, mam numerek 852, a pani?
- Mam 853. Długo się czeka?
- Nie, szybko idzie. A pani w imię czego składa ofiarę?
- W imię miłości, a pani?
- Ja dla dzieci, wszystko bym za nie oddała…
- A co pani składa w ofierze?
- Swoje życie osobiste. Wszystko dla dzieci. Ze wszystkiego rezygnuję. Z nikim się nie spotykam, wszystkiego w domu muszę dopilnować. Nic sobie nie kupuję, nigdzie nie chodzę. Rzuciłam dobrą pracę, żeby być bliżej domu, teraz sprzątam w przedszkolu, żeby osobiście dzieci doglądać. Nic dla siebie nie chcę.
- Rozumiem panią. A ja składam swoje uczucia w ofierze. Wie pani, z mężem mi się dawno nie układa… ma inną. Mąż nie chce odejść pierwszy, mówi, że się przyzwyczaił do mnie. Ja też nie potrafię odejść – żal mi go… I tak sobie trwamy… O! Pani numerek się świeci! Boję się, co będzie jak nie przyjmą mojej ofiary?
853 zwija się w kłębek i czeka na swoją kolej. 852 długo nie wychodzi, w końcu drzwi do gabinetu się otwierają i 852 stoi oszołomiona.
- No i co? Co pani powiedzieli? Przyjęli ofiarę?
- Nie… Powiedzieli, że okres próbny. Kazali jeszcze się zastanowić.
- Jak to??? Dlaczego???
- Pani kochana, oni mnie spytali czy przemyślałam wszystko, bo to przecież nieodwracalne. Powiedziałam im, że dzieci jak dorosną to docenią, co matka dla nich poświęciła. A oni mi film pokazali. O mnie, o mojej przyszłości. Jak córka za mąż wyszła i się wyprowadziła do innego miasta, a syn dzwoni tylko raz w miesiącu. Ja go w tym filmie pytam dlaczego, a on mówi, żebym się do jego życia nie wtrącała i zajęła sobą. A jak mam się sobą zająć, kiedy się nigdy sobą nie zajmowałam, nie umiem!
- No to teraz ja idę… 853 się świeci…
- Dzień dobry pani. Proszę usiąść. Co pani nam przyniosła?
- Uczucia…
- Rozumiem… Proszę pokazać.
- Niech pan patrzy, niewiele tego, ale świeżutkie, nienoszone, pół roku mają dopiero…
- Co pani chce w zamian?
- Ocalić rodzinę.
- Czyją? Pani? A co tam jest do ocalenia?
- Mąż ma kochankę, dawno.
- A pani?
- Ja od pół roku mam kogoś…
- Te uczucia, co pani przyniosła, to do tego nowego?
- Tak. Żeby tylko ocalić rodzinę.
- Jaką rodzinę? Przecież sama pani mówi, że mąż ma inną kobietę, a pani innego mężczyznę, gdzie tu rodzina?
- Ale rozwodu nie było! Wciąż jesteśmy małżeństwem!
- I to pani odpowiada?
- Nie!
- Ale wymienić na nowy związek pani nie chce?
- Nie… to nie są jakieś wielkie uczucia…
- No to skoro pani ich nie szkoda, to poproszę, może pani złożyć ofiarę.
- Ale słyszałam, że film jakiś pokazujecie, o przyszłości… Dlaczego ja nie mogę obejrzeć?
- Różne tu filmy pokazujemy. Jednym o przyszłości, a innym o przeszłości… A pani pokażemy o teraźniejszości. Włączam proszę patrzeć.
- To ja??? Masakra, jak ja wyglądam??? To kłamstwo!!! Przecież dbam o siebie!
- Cóż, pani stan ducha przekłada się na wygląd.
- Ale jak to??? Przygarbiona jakaś jestem, usta zacięte, oczy mętne, włosy oklapnięte…
- Tak wyglądają ludzie kiedy ich dusza płacze…
- A co to za chłopiec? Taki słodki… O, tuli się do mnie!
- Nie poznaje pani? To pani mąż, w pani projekcji.
- Mąż??? Bzdura!!! Mąż jest dorosłym człowiekiem!
- A w głębi duszy jest małym chłopcem. I tuli się do mamusi…
- Ale tak mi wpojono w dzieciństwie, że kobieta musi być silniejsza, mądrzejsza, bardziej stanowcza. Że musi wspierać męża.
- No i tak pani ma: silna, mądra, stanowcza mamusia kieruje swoim chłopcem-mężem. I przytuli i nakrzyczy, ukarze i wybaczy, pożałuje i nakarmi.
- Ale przecież nie jestem mamusią tylko żoną! A on ma kochankę! Lata do niej, a potem wraca, a ja go i tak kocham!
- Oczywiście, ma się rozumieć, chłopiec się bawi w piaskownicy i wraca do domu, do ukochanej mamusi. Popłacze trochę w fartuch, pokaja się… Dobra, koniec oglądania. Będziemy finalizować. Składa pani miłość w ofierze czy nie?
- A przyszłość? Nie pokazaliście mi przyszłości!
- Bo jej pani nie ma. Przy takiej teraźniejszości pani chłopiec ucieknie, jak nie do innej kobiety, to w chorobę. Albo w ogóle – donikąd. Znajdzie sobie sposób wyrwania się spod mamusinej spódnicy. Przecież sam ma ochotę dorosnąć…
- To co mam robić? Dla kogo będę się ofiarowywać?
- To już pani powinna lepiej od nas wiedzieć. Podoba się pani rola mamusi widocznie. Bardziej, niż żony. Mamusie też bywają kochane. No to jak? Będzie pani składać ofiarę? W imię ocalenia tego co jest i żeby pani mąż pozostał synkiem?
- Nie, nie wiem, nie jestem gotowa… muszę pomyśleć…
- Dajemy czas na myślenie.
- A co ja mam zrobić, żeby mąż… no… tego… wydoroślał?
- Przestać być mamusią. Odwrócić się twarzą do siebie i nauczyć się być Kobietą. Atrakcyjną, tajemniczą, zajmującą, pożądaną. Taką, której ma się ochotę podarować kwiaty i śpiewać serenady pod oknem, a nie płakać na ciepłej miękkiej piersi.
- Pomoże?
- Z reguły pomaga. Ale tylko pod warunkiem, że się pani zdecyduje być Kobietą. Jakby co – proszę przyjść. Uczucia ma pani piękne, z przyjemnością je weźmiemy. Wie pani ile osób marzy o takich uczuciach? Jak się pani zdecyduje je ofiarować – zapraszamy!
- Pomyślę…
853 wychodzi w zamyśleniu z gabinetu, tuląc do piersi swoje uczucia. 854 umierając z niepokoju podnosi się z krzesła i zmierza w kierunku otwartych drzwi.
- Gotów jestem ofiarować swoje potrzeby, żeby tylko mamusia była zadowolona…,- szepcze 854.
Drzwi się zamykają. W poczekalni siedzą ludzie tuląc swoje marzenia, talenty, cele, plany, karierę, możliwości – wszystko to, co postanowili złożyć w ofierze…
* * *
„Nic nie zdarza się przypadkiem”
Tiziano Terzani z mądrości Sanskrytu
Pewien człowiek
postanawia opuścić rodzinę, żeby zostać sannjasinem (mnichem). Którejś nocy,
kiedy ma ukradkiem wyruszyć w drogę, rzuca ostatnie spojrzenie na śpiącą żonę i
dzieci, i zwracając się do nich, mówi:
- Kim jesteście, że
trzymacie mnie tu przywiązanego?
Jakiś głos w ciemności
szepce:
- Oni są mną, Bogiem.
Mężczyzna nie zwraca
na to uwagi. Nie słucha i opuszcza dom. A Bogu pozostaje tylko stwierdzić:
- Oto ktoś, kto, żeby
mnie odszukać, porzuca mnie.
* * *
Rozeznanie (Blog - „Droga
Gwałtownika” Fabian Błaszkiewicz)
Gwałtownik pamięta, że
ma dwóch aniołów stróżów, bo każdy ma przynajmniej dwóch aniołów stróżów.
Jednego od Boga. Drugiego z piekła.
Bóg posyła swojego, żeby dodawał człowiekowi odwagi. Piekło rozkazuje swojemu, żeby człowieka napełnił strachem. Bóg posyła swojego, żeby pokazywał prawdę. Piekło rozkazuje swojemu, żeby kłamał. Bóg posyła swojego, żeby nie dawał człowiekowi spokoju w trosce o miłość. Piekło przekonuje, żeby człowiek dał sobie spokój.
Bóg posyła swojego namiestnika, żeby człowieka uczył. Piekło nasyła na człowieka kapusia, który przesyła raporty do centrali i czeka na wskazówki.
Bóg przeznacza człowiekowi na towarzysza anioła, który ma imię i broń. Piekło przydziela człowiekowi funkcjonariusza, który posługuje się kryptonimem operacyjnym i trucizną.
Anioł stróż ma twarz. Demon stróż ma maskę anioła stróża. Anioł stróż ma głos. Demon stróż ma symulator mowy anioła stróża. Bo piekło potrafi tylko naśladować posunięcia nieba, ale nie umie pojąć strategii, która za tymi posunięciami się kryje.
Dlatego gwałtownik, choć słyszy rady aniołów, to ich nie słucha ani w czas wojny, ani w czas pokoju, bo nigdy nie wie, który to anioł do niego przemawia. Rozumie, że Bóg nie bez przyczyny obdarzył go wolnością i wolą. Korzysta zatem z tych darów. Milknie, ucisza hałas duszy i nasłuchuje szmeru pragnienia, które przepływa jak potok przez jaskinię jego serca. Gdzie wezwie go ten głos, tam idzie. Tam kocha albo walczy.
Natomiast słucha aniołów z uwagą, gdy upadnie albo wrogowi uda się zadać mu ranę. Pozwala ich głosom wniknąć w umysł i ciało, ale po chwili przyjmuje i zostawia w sobie tylko ten, w którym nie pobrzmiewa współczucie, który go nie przekonuje, że teraz ma już prawo, by ktoś otoczył go ciepłem i troską, który jeszcze nie pozwala mu odpocząć.
Anioł z nieba bowiem ma coś, czego aniołowi z piekła nigdy nie udało się posiąść: wie, co to znaczy służyć.
Gwałtownik z ulgą zdaje sobie sprawę, że takie słowa nie przejdą zakamuflowanemu przeciwnikowi przez gardło, że taka szorstkość i siła zarazem mogą pochodzić tylko od towarzysza broni, druha, który nadstawia karku dla tej samej sprawy.
Pozwala więc jego ramionom, by go podniosły, a jego skrzydłom, by dodały mu otuchy.
Bóg posyła swojego, żeby dodawał człowiekowi odwagi. Piekło rozkazuje swojemu, żeby człowieka napełnił strachem. Bóg posyła swojego, żeby pokazywał prawdę. Piekło rozkazuje swojemu, żeby kłamał. Bóg posyła swojego, żeby nie dawał człowiekowi spokoju w trosce o miłość. Piekło przekonuje, żeby człowiek dał sobie spokój.
Bóg posyła swojego namiestnika, żeby człowieka uczył. Piekło nasyła na człowieka kapusia, który przesyła raporty do centrali i czeka na wskazówki.
Bóg przeznacza człowiekowi na towarzysza anioła, który ma imię i broń. Piekło przydziela człowiekowi funkcjonariusza, który posługuje się kryptonimem operacyjnym i trucizną.
Anioł stróż ma twarz. Demon stróż ma maskę anioła stróża. Anioł stróż ma głos. Demon stróż ma symulator mowy anioła stróża. Bo piekło potrafi tylko naśladować posunięcia nieba, ale nie umie pojąć strategii, która za tymi posunięciami się kryje.
Dlatego gwałtownik, choć słyszy rady aniołów, to ich nie słucha ani w czas wojny, ani w czas pokoju, bo nigdy nie wie, który to anioł do niego przemawia. Rozumie, że Bóg nie bez przyczyny obdarzył go wolnością i wolą. Korzysta zatem z tych darów. Milknie, ucisza hałas duszy i nasłuchuje szmeru pragnienia, które przepływa jak potok przez jaskinię jego serca. Gdzie wezwie go ten głos, tam idzie. Tam kocha albo walczy.
Natomiast słucha aniołów z uwagą, gdy upadnie albo wrogowi uda się zadać mu ranę. Pozwala ich głosom wniknąć w umysł i ciało, ale po chwili przyjmuje i zostawia w sobie tylko ten, w którym nie pobrzmiewa współczucie, który go nie przekonuje, że teraz ma już prawo, by ktoś otoczył go ciepłem i troską, który jeszcze nie pozwala mu odpocząć.
Anioł z nieba bowiem ma coś, czego aniołowi z piekła nigdy nie udało się posiąść: wie, co to znaczy służyć.
Gwałtownik z ulgą zdaje sobie sprawę, że takie słowa nie przejdą zakamuflowanemu przeciwnikowi przez gardło, że taka szorstkość i siła zarazem mogą pochodzić tylko od towarzysza broni, druha, który nadstawia karku dla tej samej sprawy.
Pozwala więc jego ramionom, by go podniosły, a jego skrzydłom, by dodały mu otuchy.
* * *
A ty wiesz, gdzie jest Bóg?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz