MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 7 kwietnia 2013

Wywiad - z cyklu: Kobiety

- W ostatnio wydanej przez Panią książce czytelnik znajdzie zdanie, z którego dowiaduje się smutnej prawdy: "Niestety, im bardziej człowiek doświadcza bolesnych przeżyć, tym mniej autorytetów chodzi po świecie." Czy jest to Pani osobiste doświadczenie, czy tylko ogólne sformułowanie i co ono znaczy?

- Powinnam odpowiedzieć przewrotnie, że czas przyniesie odpowiedź, ale ludzie tak młodzi jak Pan, są niecierpliwi. Pewnie i wśród czytelników magazynu znajdzie się spory odsetek młodych osób, więc powiem, że wszystko co piszę, w jakiejś mierze opieram na własnym doświadczeniu, ale też nie należy brać tego dosłownie. Wie Pan, życie doświadcza każdego pewnie w równej mierze w wydarzenia radosne i bolesne i tylko od usposobienia danego człowieka zależy w jaki sposób to odbiera. Ale znów tego nie można uogólniać, ponieważ niejednokrotnie największego pesymistę nie przygnębi brak słońca aż tak jak niepoprawnego optymistę w złej godzinie. Słyszał Pan, że specjaliści od meteorologii wyliczyli, iż od początku zimy - a przecież już od ponad dwóch tygodni mamy wiosnę - było tylko 15 słonecznych dni? Tak więc niezależnie od tego, czy deklarujemy się jako ludzie pogodni, otwarci, radośni i przyjacielscy, w każdym znajduje się ciemna strona. Zna Pan Jesienną zadumę Harasymowicza? W wykonaniu Czerwonego Tulipana, czy Elżbiety Adamiak? No, no, no właśnie. Tam są słowa: "rzeczywiście tak jak księżyc, ludzie znają mnie tylko z jednej jesiennej strony...".
Tak. Odwrotnie też to działa. Nie ma ludzi całkiem złych, jakichś kompletnych smutasów, zamkniętych w sobie i najeżonych introwertyków, czy egoistów i takich, co to bez kija do nich nie podchodź, bo ugryzą. Ci z kolei mają swoją jasną stroną. Chociaż kawałek jasnej strony.
Do czego zmierzam? Chciałabym spuentować Pańskie pytanie i powiedzieć, że każde spotkanie z tymi ludźmi, w których ciemna strona przeważa - na szczęście występują raczej pojedynczo niż grupowo, bo wie Pan, ludzie to raczej występują pojedynczo - pozostawia bolesne doświadczenie. Często też jest tak, że jeśli za bardzo zbliżymy się do kogoś, kto w naszych oczach uchodził za autorytet, zaczynamy dostrzegać rysy na jego nieskazitelnym dotąd charakterze. Można to porównać do spalania się w świetle gwiazdy. Czasem gwiazdy same ulegają spaleniu. Tak, ma Pan rację, gdy wejdą w atmosferę. Dlatego niejednokrotnie lepiej jest nie podgrzewać atmosfery.
(Śmiech)

- Czym można podgrzać atmosferę, albo czym jej nie należy podgrzewać?

- Przyjaźnią. To jest zbyt dużym zbliżeniem.

- Ależ Pani jest przecież otoczona przyjaciółmi!

...

- Nie wyczerpałam jeszcze odpowiedzi na Pańskie pierwsze pytanie. Może tych puent będzie kilka?
Wie Pan, obcując z ludźmi zauważyłam, że każdy człowiek jest w stanie wmówić drugiemu w intencjach jego działania to, co jest właśnie jego, tego co wmawia, najsłabszym punktem. Co to znaczy, Pan pyta? Mianowicie to, że ktoś, kto notorycznie mija się z prawdą będzie swojemu rozmówcy wmawiał kłamstwa i mówienie nieprawdy. Złodziej nieuczciwość i kradzieże. Podejrzliwy będzie cały świat podejrzewał, a przede wszystkim swojego rozmówcę itd. itp. Ludzie tak się zachowują, bo jakiś mechanizm tym rządzi. Najgorsze jest to, że mało kto sobie to uświadamia. No i na szczęście w drugą stronę działa to również. To znaczy, że osoba ufna będzie z ufnością podchodziła do drugiego człowieka.
Co się tyczy przyjaciół, którymi jestem otoczona... Tak. Mam przyjaciół. Zapewne nie tak wielu, na ile z zewnątrz wygląda.
(Śmiech).
To są ludzie sprawdzeni.

- Proszę podzielić się z czytelnikami w jaki sposób sprawdza się przyjaciół?

- Oj, chyba mnie Pan źle zrozumiał. To nie na nas ciąży obowiązek wypróbowania drugiego człowieka.  Zresztą nie ma na szczęście testu przyjaźni. To życie weryfikuje wszystko i wszystkich. Są ludzie, z którymi można konie kraść, z innymi zjadło się beczkę soli i wszystko, co się kryje w tych ludowych powiedzeniach, to są kryteria "sprawdzające człowieka". Ludzie sami nie wytrzymują ciężaru wspólnej drogi i się wykruszają. Jak nieszlachetny kruszec.

- To bardzo śmiałe stwierdzenie. Nie boi się Pani, że ktoś zarzuci Pani, że na takiej zasadzie można usprawiedliwić np. rozwody?

- Kiedy się chce kogoś uderzyć, kamień się zawsze znajdzie. Kamień, czy kij - nieistotne. A jak Pan myśli, dlaczego małżeństwa o wieloletnim pożyciu obchodzą srebrne, złote i diamentowe gody? To najszlachetniejsze kruszce i kamienie. Niech pan sobie przypomni, jakie nazwy noszą pierwsze obchodzone przez małżonków rocznice. Tak. To też tylko mądrości ludowe. Lud, bez filozofów radził sobie całkiem, całkiem...
(Znów śmiech).
A tak poważnie, to cała młodość zeszła mi na zastanawianiu się nad ułożeniem hierarchii pomiędzy przyjaźnią i miłością.

- I?

- Proszę Pana, zostawiłam w mojej książce to zdanie, od którego rozpoczął Pan dzisiejszą rozmowę,  pod rozwagę czytelnikowi. Odpowiadając na Pańskie pytanie mało miejsca zostało czytelnikowi na własne rozważania. Był Pan kiedyś w górach? Wie Pan jak wyglądają drogowskazy? Jest podane miejsce docelowe i ilość godzin potrzebnych na dojście. Nikt nie podał trasy w kilometrach, nie poinformował o  różnicy wzniesień i stopniu trudności. Może lepiej, aby część pytań pozostała pytaniami, na które każdemu życie przyniesie odpowiedź.

- Dziękuję Pani za rozmowę.

- Ja również.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz