W najbliższy czwartek moja kolana zaczynają przygotowania do nowego sezonu turystycznego. Przez 10 dni będę musiała dostarczać je do przychodni rehabilitacyjnej w nieodległej miejscowości i tam zostawiać na kozetce, by panie rehabilitantki za pomocą nowoczesnego sprzętu dokonały cudu podobnego do ubiegłorocznego. Kolana na razie nic o tym nie wiedzą, bo jeszcze zachowałyby się jak dzieci i nie mogąc się doczekać, zanudziłyby mnie na śmierć. Powiem im we czwartek. Zanim dostarczę je na rehabilitację mam wizytę kontrolną u doktora, który sprawdzi, jak tam moja perła rośnie. No bo chichotem losu byłoby, gdyby zregenerowane i zrehabilitowane kolana miały się zmarnować przez niedyspozycję innych partii mojego ciała. Podejrzewam, że obojętnie z którego bieguna decyzję podejmie doktor od mojej perły i tak ten czarny scenariusz może się ziścić. Widział to kto, by po operacji gonić po górach? Tym bardziej przed?! No może już bardziej pasuje przed? Sama nie wiem.
Wiosna to chyba tylko w ptasich trelach przyszła. Jeszcze żadne rośliny nie pączkują. Tam, maleńkie pączusie na bzach widziałam. Za to na parkingach przy centrach handlowych jeszcze zwały śniegu leżą. Wszystkie góry wkoło białe - dziwacznie wyglądają opromienione pomarańczowym światłem słonecznym. Zimą słońce świeci zimnymi kolorami. O tej porze roku nadaje ziemi zupełnie innej barwy. Nie jest to więc sprawa kwitnącej przyrody, skoro wokół biało od zalegającego śniegu na wszystkich okalających miasto górach, a poświata słoneczna ciepła, żółto-pomarańczowa.
Dzisiaj na ławie ułożyłam książkę, którą czyta Mężczyzna, Który Kiedyś był Chłopcem i na niej jego okulary, a obok swoją z moimi okularami. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że książki były identyczne, ponieważ czytamy różne tomy wielopasmowego dzieła Vincenza "Na wysokiej połoninie". Do zbiegów okoliczności dołączył i ten, że po południu niemal równocześnie skończyliśmy swoje pasma. Najwyższy był czas, by Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem skończył swoje, bo jest o jedno pasmo przede mną. Stanisław Vincenz nazwał 4 tomy swojej huculskiej epopei pasmami, bo przecież książka jest tyleż o ludziach, co o górach. Nie byłoby tej historii, gdyby nie góry. Bo o dolnych ludziach nie byłoby co pisać. Może i byłoby, ale nie aż tyle i nie tak jak o ludziach urodzonych na wysokiej połoninie. Bo, jak powiedział autor "...przecie na pytanie: co to jest Czarnohra, jest jedna odpowiedź: Siła. Nie tylko dla życia, także dla zmiany".
Zmiany na lepsze życie życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz