MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 24 kwietnia 2012

Najpiękniejsze miejsce pod słońcem

Nie za wysoko i nie za nisko, za to dokładnie pośrodku między Pasmem Jaworzyny Krynickiej a Radziejowej w Beskidzie Sądeckim. Rozpościerający się widok wymarzony - Przehyba na wyciągnięcie ręki, podobnie Makowica. Większość szczytów i wzniesień rozpoznawalna i widoczna. Góry z tego miejsca piętrzą się, bo samo miejsce jest olbrzymią niecką. Można by się, stojąc tu, uczyć geologii. Miast tego przetaczało się przepiękne widowisko płynących po niebie okrętów chmur. Było naprawdę niesamowite. Błękit przesłonięty kotłującymi się cumulusami wisiał tuż nad ziemią. O szczyty Beskidów, i to wcale nie te najwyższe, pozahaczały chmury, które nie zauważyły niebezpieczeństwa i zbyt zbliżyły się do ziemi, przez co świat zamknął się w owej przestrzeni pomiędzy Pasmem Jaworzyny a Radziejowej. Zamknął się też w wielkim bólu. Powietrze drgało od niewypowiedzianych pytań.

W widowisku mógł uczestniczyć każdy, ale o wejściówkę trzeba się było starać latami. Bo któż przychodzi na ceremoniał pogrzebowy, jak nie rodzina, bliscy i przyjaciele? Kto inny, jak nie wieloletni świadkowie wszystkich radosnych i smutnych chwil człowieka, który właśnie dobrnął do kresu swojej ziemskiej wędrówki?

Wszystko, co dzieje się w górach, szczególnie w ukochanym Beskidzie, ma inny wymiar. Szlachetniejszy niż w innych miejscach. Nie jestem córką tego Beskidu, ale ukochałam go pewnie tak samo, jak Kuba swoich przybranych rodziców.
Są chwile, podczas których można samemu lub z przyjaciółmi kontemplować piękno beskidzkiego świata. Ale też żadna z nich nie równa się chwili, w której kontempluje się ją w wymiarze szczególnego zbliżenia z Bogiem. Najpierwsze moje takie przeżycia pochodzą z Mszy św. odprawianych przez ś.p. Gargamela podczas obozów dla dzieci w Piwnicznej-Borownicach. Miało się wrażenie, jakby sam Bóg wyciągał Swą dłoń z nieba ukazując tajemnicę Eucharystii. Wszystkie doznania się plątały: piękno świata z tajemnicą Eucharystii. Komunia Boga z człowiekiem następowała na równi komunii nieba z ziemią - niejednokrotnie przy podobnym widowisku jak dzisiaj. Czasem podczas ulewnego deszczu, czy nawet burzy. Najczęściej przy pięknej pogodzie. Wszystkie zjawiska atmosferyczne, pogodowe i krajobrazowe potęgowały doznania duchowe i odtąd stały się nierozerwalną częścią.

Tak też i dzisiaj oderwałam swoje myśli od bólu, którym były przepełnione i poszybowałam wraz z chmurami dostojnym lotem między niebem a ziemią. Myślałam tylko o tym, jak wielką nagrodę dostał ś.p. dh Staszek. I o tym, jak tym otrzymanym darem zdołał się jeszcze podzielić po raz ostatni z nami wszystkimi zgromadzonymi na starosądeckim cmentarzu. A cmentarz nie wyglądał jak cmentarz, tylko jak polana, na której będzie rozbity obóz. Łąka w odcieniu najświeższej wiosennej zieleni. Nieopodal kupa piasku położona na niebieskim brezencie, tak, aby nie zabrudzić łąki. Skarpa spadająca w dół ograniczona w sposób naturalny roślinnością. Skraj lasu widoczny dla podkreślenia bogactwa okolicy, ale nie zasłaniający panoramy Beskidu.
Najpiękniejsze miejsce pod słońcem. Najpiękniejsze na obóz. Najpiękniejsze na cokolwiek. Najpiękniejsze miejsce na wieczne odpoczywanie.

Gdybyż tylko rozpacz Kuby mogła się rozpłynąć w tym pięknie... W nadziei i obietnicy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz