Boję się. Tam jest strasznie. Tak mówiła.
Gdy wczoraj weszłam do mojego kościoła, w którym jest jak w domu, poczułam dokładnie to samo, co Maleńka Wnuczka. Otwarte na oścież tabernakulum. Puste. Przerażająca pustka wyzwalała coś strasznego w myślach.
Z niepamięci wychynęło uśpione uczucie osieroconego życia po śmierci najbliższej sercu matki. Tamto uczucie z tym obrazem złączyły się i już na zawsze pozostaną razem.
Przez tyle lat patrzyłam w tym samym kościele na bliźniaczo podobny widok. Od tylu lat Moja Mama nie żyje! Nigdy myśl z uczuciem nie zespoliła się w ten sposób, aż do wczoraj.
Rozum mówił: przecież On zmartwychwstanie. Serce czuło inaczej.
A może po prostu po raz pierwszy w życiu uświadomiłam sobie życie bez Boga?
Wczoraj w moim kościele było strasznie. Z wizją męki Chrystusowej, śmierci i zejścia do otchłani.
Tak sobie myślę, że moja Maleńka Wnuczka jest niezwykle mądrą i wrażliwą osóbką. Przecież ona nie wiedziała, jak naprawdę jest w kościele w dniach Triduum Paschalnego. Ona to tylko czuła.
Przy następnej wizycie w jej domu będę musiała dokładnie przyjrzeć się jej pokojowi. Bo podczas rozmów na temat świąt i wiary, opowieści o Bogu, powiedziała swojej mamusi - tak najnormalniej w świecie, jakby mówiła o czymś zupełnie naturalnym, że ona ma w pokoju schody do Nieba i chodzi nimi do Pana Boga.
A ja nigdy nie zwróciłam uwagi na te schody w pokoju mojej Maleńkiej Wnuczki.
Na piękne Święta dla wszystkich zaglądających tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz