Mówiąc: "Babciu, babciu, wiesz, że piraci są źli?!" przekroczyłaś pewną barierę. Dokonałaś przełomowego odkrycia. Coś się w twoim dziecięctwie skończyło i nieodwołalnie rozpoczął się długotrwały proces wychowawczy. Do tej pory zabawa w piratów kojarzyła ci się tylko i wyłącznie z przygodą, przyjemnością i uciechą odkrywania świata. Była fantazją, synonimem niezwykłego doświadczenia. Poniekąd odkryłaś świat. Zdobyłaś nowe doświadczenie. Odkryłaś dobro i zło.
Na moją propozycję, byś w takim razie została emisariuszem króla do walki z piratami, odpowiedziałaś:
- To nudne.
Znałam kiedyś dziewczynkę, która w wieku ośmiu, czy dziewięciu lat wyłapała w rozmowie ze mną słowo sumienie. Z ciekawością przynależną dziecku, przerwała mi natychmiast, pytając:
- A co to jest sumienie?
Najpierw mnie zamurowało, bo najtrudniejsze są najbardziej elementarne pytania. Kiedy szybko przygotowałam w miarę przemyślaną i prostą odpowiedź, że sumienie to taki wewnętrzny głos, który mówi co jest dobre, a co złe, dziewczynka znów mi przerwała:
- Aaaa. To ja nie mam sumienia.
I już było po rozmowie, ponieważ natychmiast straciła zainteresowanie całym tematem.
Z dziewczynką tą miałam do czynienia przez dwa kolejne lata podczas letniego wypoczynku. Spędziłam więc z nią naprawdę dużo czasu w warunkach, w których nie da się udawać kogoś, kim się nie jest. Zresztą w wieku, w którym była, jeszcze się nie udaje, nie gra, nie zakłada masek. Jest się szczerym i otwartym. Niektórzy mówią, że to dziecięca naiwność. Ale są w wielkim błędzie.
Nasunęła mi się ta analogia między tym, co powiedziałaś, że bycie dobrym jest nudne, a tym, co powiedziała tamta dziewczynka, że nie ma sumienia, które mówiłoby jej co jest dobre, a co złe. Jej poczynania oscylowały na granicy braku wychowania, nieprzystosowania i obchodzenia norm szerokim łukiem. Potrafiła bez pardonu kopnąć chłopca, który skrzywdził inne dziecko, pochylając się równocześnie nad jakimś żyjątkiem, które przez przypadek zaplątało się do domu i niechybnie zostałoby w nim rozdeptane. Wynosiła je do lasu, czy na łąkę, bluzgając przy tym mową potoczną, nieprzystojną dziecku, gdy inni się z niej z tego powodu wyśmiewali.
Zaprawdę jej normy postępowania były dziwne. Dziwne na tle jej rówieśników. Wtedy zdawało mi się, że to jakiś rodzaj autyzmu. Kompletnie oderwana od świata ludzi, odcinająca się od budowania więzi poprzez wspólne przeżywanie zdarzeń i przygód, przez tworzenie wspólnej, choćby najkrótszej historii. Całe dnie spędzająca w lesie nad potokiem. Dzieci, ludzie, zwykle budują tamy na wodzie. Ona - przeciwnie - odgarniała wszystkie kamienie, uwalniając wodę, by ta mogła płynąć swobodnie ku swojej przyszłości. To jej ulubione zajęcie najlepiej ją jednak obrazowało. Burzyła tamy, uwalniała wodę! Woda, zwłaszcza spiętrzona, zatamowana, grozi zalaniem, potopem, zniszczeniem - jest symbolem zagłady. Ale już czysta, spokojna, płynąca woda ma w sobie pierwiastek przeobrażenia i boskości, tajemniczości, czystości, wytrwałości, zmienności i zarazem stałości. Jest też symbolem kobiecości, ma w sobie pierwiastek poczęcia i życia, chrztu, mądrości, dobra i zła... Długo by można zestawiać tu symbolikę i znaczenie wody. Kiedy poznało się bliżej dziewczynkę, o której mówię, to właściwie na jej tle inne dzieci wydawały się nieprzystosowane, niespołeczne, postępujące według norm, które tylko z pozoru, z wierzchu wydają się być właściwe. Dziewczynka bez świadomości tego czym jest sumienie, bez przywiązania do konkretnych ludzi, postępowała najbardziej prawo ze wszystkich i przywiązana była do wszystkiego, co żyje. Do wszechrzeczy. Jak woda.
Z pierwotną, Boską sprawiedliwością, która za dobre wynagradza, za złe karze nie prowadziła żadnych manipulacji, nie grała, niczego nie czyniła dla własnych korzyści, działając na rzecz dobra, którego nawet sobie nie uświadamiała. Ona je tylko czuła całą sobą, każdą komórką swojego organizmu. Była jak woda - potrzebowała wolności by być klarowną, mądrą, życiodajną, odrodzoną i potężną.
Masz rację, że w takim kontekście, jaki miałaś na myśli, bycie dobrym jest bardzo nudne. Zwłaszcza, jak ktoś nam narzuci sposób postępowania taki, jaki sam uważa, że jest najlepszym ze sposobów. Każdy ma własną drogę dobra. Najlepszą dla siebie. Niekoniecznie dobrą dla innych. Każdy jest rzeką, która potrafi nieść albo życie, albo zniszczenie. I każdy czuje kiedy coś trzeba zniszczyć, aby życie odrodziło się na nowo. Prawdziwe życie. Bo w każdym jest pierwiastek dobra. Pierwiastek Boskości. I nikt nie zgubi się w byciu dobrym idąc za Światłem odbijającym się w tafli wody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz