MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 27 czerwca 2013

Nasze osobiste pojednanie polsko-ukraińskie

Właśnie się dokonało najszczersze pojednanie polsko-ukraińskie. Za pomocą komunikatora internetowego rozmawialiśmy z Saszą - naszym ukraińskim przyjacielem. Niestety nie mieliśmy połączenia głosowego, tzn. Sasza nas słyszał, my jego nie. Zgromadziliśmy się przed komputerem we troje - Duża Mała Dziewczynka, Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem i ja i mówiliśmy na potęgę. Sasza, nie wiedzieć dlaczego - zamiast na czacie, pisał na kartce i pokazywał kartkę do kamery. W pewnym momencie napisał cyrylicą i po ukraińsku: kocham was! Do tego wyznania dołączył swój najbardziej filuterny uśmiech spod wąsa i stwierdziliśmy, że przecież żadne pojednanie nie jest ważniejsze od tego, które się dokonało.
Sasza gościł nas w minione wakacje na Huculszczyźnie. Pokazał nam naszą dawną Wschodnią Małopolskę taką, jaką chcieliśmy ją zobaczyć. Nie ukrywał przed nami niczego. Jeżeli nam czegoś nie pokazał, albo o czymś nie powiedział, to tylko dlatego, że sam nie zna faktów z przeinaczonej historii, jaką za czasów sowietyzacji karmiono wszystkich dookoła.
Sasza pokazał nam ten zakątek świata oczami człowieka rozmiłowanego w nim. To Sasza dał nam również świadectwo tego, co działo się przez wiele miesięcy przy granicy polskiej w 1981 roku, jak wojska stały gotowe do zbrojnego ataku.
Sasza to serdeczny druh - dosłownie i w przenośni, bo przecież jest skautem. Pierwsze o co zapytał, to kiedy idziemy na Popa Iwana (drugi co do wysokości szczyt ukraińskich Karpat), bo w ubiegłym roku brakło nam odpowiedniej pogody, by zdobyć go po Howerli.
Cóż, jakby to powiedzieć... ja Popa Iwana z ruinami polskiego przedwojennego obserwatorium astronomicznego, najnowocześniejszego na owe czasy w całej Europie - nie zdobędę.
Ale za to już wiemy, jak pojedziemy do Kijowa. I dobrze, że odłożyliśmy tę wycieczkę planowaną na majowy weekend, bo dopracowujemy szczegóły i przez zdobycie wiedzy z pewnej dziedziny minimalizujemy koszty.
Sasza tęskni za nami. My za nim również. Bardzo chcielibyśmy pojechać i tego roku do niego. Przecież jeszcze tylu miejsc nam nie pokazał, tylu ludzi nie odwiedziliśmy, tylu przepięknych zakątków nie zwiedziliśmy i jeszcze taki wielki kawał bolesnej historii przed nami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz