- Nie zapomnijcie dziś złożyć swoim mamom życzeń i podziękować, że was urodziły - powiedział w kościele w Dzień Matki ksiądz, oszołomiony zapewne radością z powodu obecności własnej mamy.
Bo ja od razu zwróciłam uwagę na faux pas jego wypowiedzi. Patrzyłam na matkę, która tuliła w ramionach dziecko, którego nie urodziła. Przez głowę lotem błyskawicy przeleciały mi obrazy wszystkich matek, które nie urodziły dzieci, które kochają, i którym są oddanymi, pełnymi poświęcenia i cierpliwości matkami. Aż się zdziwiłam jak wiele znajomych twarzy przemknęło mi przed oczami i wyobraziłam sobie niezliczone ilości tych nieznanych... Nie zawsze chcą, by dzieci mówiły do nich mamo, bo nie chcą wchodzić w rolę rodzonej matki, nie chcą jej zastępować, ujmować jej znaczeniu. Wolą sformułowanie: ciocia. Ostatnio zobaczyłam moją koleżankę w roli cioci. I nie mogę otrząsnąć się z wielkiego wrażenia, jakie ten widok na mnie zrobił. Wspólnie z mężem, ale to skojarzenie z matką, więc zostawmy męża na swoim miejscu, stworzyła wspaniały dom, w którym panuje miłość, spokój i bezpieczeństwo. Cisza była pierwszym wrażeniem, które mnie wzięło w ramiona na przywitanie, gdy przekroczyłam próg tego domu. Promienny uśmiech mojej koleżanki i zaciekawione spojrzenia wszystkich domowników kazały mi poczuć się jak u siebie. Prosto z przedpokoju wchodzi się do pomieszczenia z olbrzymim, bo na 14 osób, stołem. Gdzież jest serce domu jak nie przy wspólnym stole, przy którym przetacza się gwar rozmów i opowieści? Kolorowe krzesła z uśmiechniętymi buziami dzieci, kwiaty w oknach, wesołe aplikacje i obrazki na ścianach, regały z książkami, gdzieś w oddali telewizor, tak by swoim widokiem nie rozpraszał nastroju wspólnych posiłków i tej wielkiej sprawy, która łączy biesiadników. Wokół serca domu pokoje sypialne, kuchnia, łazienki i w samym środku wszystkich pomieszczeń mieszkalnych - pokój rodziców. Są rodzicami biologicznymi i zastępczymi. Urodzonych z ich miłości i cielesności dzieci przy stole zasiada czworo. Pozostałej ósemce życie dali inni ludzie, ale równocześnie ci sami ludzie sprawili, że życie, które zaledwie dali stało się przykre i bolesne. Tak przykre i bolesne, że trudno było każde dziecko rozdziać z tego bólu. Do dzisiaj są chwile, w których wracają koszmary i wtedy łzy leją się z oczu dziecka i cioci. Dzieci płaczą z bezsilności i buntu. Ciocia w zasadzie z tych samych przyczyn, tylko odbitych w lustrze. Ciocia płacze, gdy nikt nie widzi; właśnie w tym środkowym pokoju. Nie płacze nad sobą. Płacze nad tragicznym losem dzieci, dla których znalazła i którym oddała miejsce w swoim sercu. Nad ich roztrzaskanym dzieciństwem, rozbitym szczęściem i nieposkładaną przeszłością. Musi ten ból, którego bardziej niż dzieci jest świadoma wypłakać, by mogła normalnie funkcjonować. By mogła za chwilę uśmiechnąć się promiennie do następnej ważnej sprawy, z którą zjawią się mali ludzie. Gdyby zliczyć wiek małych ludzi, to kilkakrotnie przekroczyłby wiek cioci, bo mali ludzie mają od 3-19 lat. I doświadczenie cioci też nieporównywalne do doświadczonej w życiu małych ludzi niedoli.
Nie ma słów, które przeceniłyby rolę rodzicielstwa zastępczego, rolę kobiet, które choć są matkami najprawdziwszymi, nigdy nie usłyszą tego słowa od swoich wychowanków. Nawet nikt w zewnętrznym świecie tak o nich nie myśli. A one rozdają uśmiechy i ciepłe gesty jak świeże bułeczki, ucząc wzajemności. I jakąś magiczną bramą wprowadzają do świata wartości i miłości.
Składam Ci życzenia w każdy dzień roku zdziesiątkowany ilością dzieci, które kochasz, tulisz i otaczasz troską. Bo każdy taki dzień jest Twoim Dniem Matki. Dniem triumfu i troski. Dniem dobroci. Dniem wielkiego serca. Dniem łez bezsilności i radości. Dniem życia.
Gdyby ktoś chciał podarować dzieciakom lizaki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz