Czasami zło wkrada się do naszego życia przez błękitne oczy i najbardziej niewinną twarz ze wszystkich, jakie możemy sobie wyobrazić. Otwieramy mu więc bramy swojego serca i duszy na oścież i nawet sobie sprawy nie zdajemy, że pozorna słodycz i niewinność, z całym ich smakiem i kolorem są trucizną, która dzień po dniu, powoli a skutecznie, zatruwa naszego Ducha. Rozrasta się w nas niczym nowotwór, żywiąc się tkanką naszej wrażliwości i całej osobowości. Kiedy już jesteśmy w pułapce, z której nie widzimy wyjścia, kiedy zło wyssało z nas wszystko, co mogło wyssać, kiedy zapada bezksiężycowa noc z nawałnicą rozszalałą od naszego bólu, kiedy nie mamy już dosłownie niczego: kropli czerwonej niezatrutej krwi, żadnego przebłysku nikłego choćby światła, kiedy nasz duch dogorywa, staje się coś niesamowitego. Znajdujemy odtrutkę w obcym, nieodkrytym miejscu, zdarzeniu, którego nie przewidzieliśmy w scenariuszu na swoje życie, w człowieku, którego nie znamy, a który przychodzi do nas w swojej słabości.
To jest to niesamowite oddanie się woli Boga. Kompletne zaufanie Mu i pozwolenie sobie na tę ufność. To jest dotknięcie Pana.
Wspieram akcję "Płuca dla Justyny"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz