MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 14 lutego 2013

Picie herbaty po chińsku

Pomysłów na spotkania mamy wiele i na szczęście życie wciąż podsuwa nam nowe. Jedno z CISOWSKICH dzieci studiuje w Chinach i właśnie przyjechało na przerwę międzysemestralną zaopatrzone w duże ilości herbaty. Rodzice, z których co najmniej jedno jest CISOWCEM, ale ponieważ wszyscy jesteśmy małżeństwami z około srebrno godowym stażem, więc dzisiaj trudno przypomnieć sobie kto CISOWIEC, kto współmałżonek, zaprosili więc wszystkich na picie herbaty po chińsku. Kiedy Misiek wybrał się po herbatę do sklepu starego Chińczyka, spędził tam kilka godzin. Już można wyobrazić sobie ile, wiedząc, że w Chinach nie można po prostu wejść do sklepu i kupić herbatę ze wskazaniem palcem na tę, tę i tę, z ewentualnym wsadzeniem nosa do puszki i zaakceptowaniem zakupu za pomocą zmysłu powonienia.
W Chinach sprzedawca - wiem od Terzaniego, że Chińczycy wyspecjalizowali się w byciu właścicielami małych sklepików u siebie, w całej Azji, Europie i Ameryce - sadza kupującego wygodnie i rozpoczyna ceremoniał parzenia herbaty. Taką zieloną herbatę np. pije się dopiero z trzeciego, lub nawet czwartego naparu. Woda, którą zalewa się herbaciane liście nie może być wrząca, najlepiej by miała temperaturę w granicach 70-80 st. C, po kilkuminutowym parzeniu należy wylać każdy napar na mosiężną figurkę Buddy w celach znanych tylko chińskim sprzedawcom herbaty. Niesamowita duchowość wszystkich ludów i narodowości Azji każe im zapewne wierzyć w coś, co po takich zabiegach zapewni naparowi odpowiedni smak a przede wszystkim właściwości. W naszym domu stoi figurka Buddy, jako pamiątka po Moim Bracie, ale nam przecież takiej wiary nie staje, więc nie było potrzeby w ten sposób przygotowywać herbatę. Poszliśmy na spotkanie, Buddę pozostawiając na swoim miejscu.
Misiek przywiózł wiele gatunków herbat zielonych, czarnych, owocowych i innych. Tym bardziej można sobie wyobrazić ile godzin spędził w sklepie u starego Chińczyka, gdyż każdy gatunek herbaty, którą chciał kupić, musiał spróbować. A co, jak z którejś zrezygnował...?
Herbaty przywiezione przez Miśka miały niebywały kolor, aromat i smak. Taka np. zwykła herbata zielona, bez żadnych dodatków aromatycznych w postaci kwiatów jaśminu itp. miała kolor, jak mocna czarna herbata z dużą ilością wyciśniętej cytryny. A cierpka była tak bardzo, że skóra w ustach ścierpła i spierzchła jak palce po długotrwałej kąpieli. Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem sięgnął po cukiernicę, co spowodowało głośny protest ze strony Miśka, że przecież nie słodzi się herbaty, a już zielonej w szczególności. Nastąpiła konsternacja za strony dorosłego mężczyzny, po czym nasypał, nie powiem ile łyżeczek cukru, do filiżanki.
My - "dziewczyny" - nie mamy z tym problemów, bo każda z jakiegoś powodu nie słodzi (mając około srebrno godowe staże małżeńskie ileż to lat musimy mieć w ogóle i różnych powodów, by nie używać cukru...).
Zaś jedna z owocowych herbat miała taką właściwość, że im więcej naparów się z niej robiło, każdy kolejny był bardziej cierpki i miał głębszy aromat i kolor.

No! Całkiem ładny zwyczaj nam się stworzył. Kto by pomyślał 30 lat temu, kiedy w dobie największego kryzysu gospodarczego jeździliśmy na kilkudniowe harcerskie biwaki w góry z jednym serkiem topionym i słoikiem dżemu, albo smażonego w domu smalcu ze skwarkami, że teraz będziemy za każdym razem zasiadać do suto zastawionego stołu (wszak dodatki do herbaty się znalazły).
Że w ogóle będziemy. Razem.
:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz