MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

środa, 23 stycznia 2013

Dobre chwile

Im grubszą warstwą śniegu pokrywa się powierzchnia ziemi, tym bardziej tęsknię za latem i wszystkim, co z nim jest związane. Wczorajsza wyprawa w góry zaostrzyła apetyt. Tylko, czy wyjście na Obidzę jest dzisiaj wyprawą w góry? Śnieg sypał jak w baśni o dziewczynce z zapałkami. Trochę mroziło. Powietrze miało wielką wilgotność, więc mróz się potęgował i gdy tylko ściągałam rękawiczki, by zrobić zdjęcie, wbijał się w skórę dłoni kłującymi igłami i siekł do bólu. Wszystkie widoki zasłoniła gruba kurtyna gęsto spadających z nieba płatków śniegu. Były olbrzymie i w takiej ilości, że gdyby rozhulał je wiatr, trzeba by było powiedzieć, że to zamieć śnieżna. Wiedziałyśmy, że gdzieś w głębi śnieżycy, najpierw powyżej nas, potem poniżej są pasma górskie, które tak dobrze znamy. Z wielkim zdziwieniem oglądałyśmy "drewniany strumyk", który gdy przeciekł, zarosły naokół lodowe stalagmity i stalaktyty, bo przecież nie były to zwykłe sople.
Błogosławione chwile z bliskim człowiekiem. Nieustanna paplanina i wybuchy śmiechu, które tłumił padający śnieg. To najcenniejsze z całej tęsknoty, która mnie oplata. W tym gęstym śniegu czułam się dobrze, może nawet lepiej niż na otwartej niczym nieograniczonej przestrzeni. Nieprzeźroczystość powietrza otuliła mnie i czułam się bezpiecznie.
Daleko od domu zorientowałam się, że nie założyłam opasek na kolana. Od lat się bez nich nie ruszam na górskie wycieczki. Ogarnęła mnie panika. Gotowa byłam zrezygnować, ale nakazałam sobie myśleć racjonalnie i nie zachowywać tak jakbym była uzależniona od tych opasek. Więc nowe buty spisały się na medal. Chyba pierwsze w moim życiu specjalistyczne buty, dedykowane do łażenia po górach odciążyły kolana i zmusiły nogi do prawidłowej pracy odpowiednich partii mięśni. Dlatego dzisiaj to bolące łydki, a nie kolana nie pozwoliły mi schodzić po schodach.
Herbata w bacówce pachniała malinami choć była zwykłą herbatą ekspresową. Na obiad nie pora, więc chyba pierwszy raz w życiu nie jadłyśmy obiadu w bacówce.Wszystkie ławki po drodze, ta przy "drewnianym strumyku" i inne oraz te przed bacówką stoją zasypane grubą czapą śniegu. Aż prosiły, by na nich usiąść, nam jednak brakło fantazji.
Im większa czapa śniegu na dachach i innych powierzchniach, im grubsza warstwa śniegu na ziemi, im bardziej temperatura spada w dół, tym bardziej tęsknię do lata i wszystkiego tego, co niesie.
Lubię te moje tęsknoty.



Sople przy "drewnianym strumyku"


Przed bacówką na Obidzy
W drodze, Beskid Sądecki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz