MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 14 maja 2013

Błogosławione spotkania

Kiedy jedzie się w jakieś miejsce, dobrze jest mieć przygotowany plan. Bez planowania ciężko jest zrobić cokolwiek sensownego, a już wycieczka mogłaby sporo stracić, gdyby nie miała planu. Jestem jednak człowiekiem, który, skoro już ma plan, może go sobie głęboko schować i skorzystać z niego lub nie, bo najważniejsze i najciekawsze rzeczy dzieją się niezaplanowane. Być może mam tę maksymę wypisaną na czole, albo mowa mojego ciała jest taka, że spośród innych (kilku) uczestników wycieczki, to do mnie lgną na ulicy wszyscy, którzy chcą podzielić się tym, co noszą w sercu. Każdy człowiek, z którym przystanę, zyskuje z ust Mężczyzny, Który Kiedyś Był Chłopcem i pozostałych uczestników wycieczki miano: "koleżanka z naszej klasy", albo "znajomy z fejsbuka". I, chociaż śmieją się ze mnie moi towarzysze, ja przedkładam te spotkania ponad wszystko to, co ewentualnie było zaplanowane. Przecież żaden przewodnik turystyczny w papierowej, czy elektronicznej formie nie posiada takich informacji, jakimi dzielą się za mną napotkani ludzie. Bo dzielą się własnymi przeżyciami, dziejami, a nade wszystko emocjami, które towarzyszyły im podczas przeżywanych chwil.  Szkoda, że jestem popędzana przez innych niecierpliwym cmokaniem i nawoływaniem, tudzież rzucanymi spojrzeniami, które nie tylko w przenośni mrożą krew w żyłach, bo moje powroty z wycieczek byłyby jeszcze bogatsze niż są. Trudno też w krótkim czasie, jaki wyznaczamy na zazwyczaj karkołomne przedsięwzięcia, pomieścić wszystko, co się zaplanowało i spontanicznie przytrafiło.
Ostatnio przekonałam się, że znakomitą metodą jest "zgubienie się", o co naprawdę nie jest trudno, gdy oglądam świat przez maleńkie okienko wizjera aparatu fotograficznego i pole widzenia ogranicza mi rozpiętość ogniskowej obiektywu. W dodatku, gdy zgubiliśmy się w katedrze przemyskiej, usiłowałam wytłumaczyć Mężczyźnie, Który Kiedyś Był Chłopcem, że ja przecież cały czas byłam, a ich nie było, więc z mojego punktu widzenia to oni się zgubili. Pilnował mnie więc od tego czasu do tego stopnia, że gdy przy Pomniku Przemyskich Orląt zagadnął mnie jakiś mężczyzna, prawdopodobnie cerkiewny mnich, Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem zaakcentował swoją obecność niczym przednia straż.
Gdy byliśmy we Lwowie to właśnie mi postanawiały powierzyć ból swojego życia na odebranej ziemi napotkane stare, polskie kobiety. Widać na zdjęciach: ci ludzie dają mi swoją opowieść, ja ją przyjmuję, wyciągając dłonie niemal jak w czasie Modlitwy Pańskiej.

Od kiedy pamięcią sięgam, zawsze byłam otwarta na kontakty z ludźmi, także obcymi. Tylko ostatnio pewien głupi i zły człowiek spowodował, że zamknęłam się w klatce, którą ograniczyły kraty zbudowane z lęku, niepewności i wielkiej bojaźni, że każdy będzie chciał jak on - doprowadzić do nieżycia.
Mężczyzna napotkany przy Pomniku Przemyskich Orląt zobaczył mnie prawdziwą.
Więc żyję!










1 komentarz:

  1. Nie pozwól aby jeden człowiek... jeden głupi człowiek zamknął Ci drogę do ludzi, do ich ciepła i serdeczności...
    Głupota nie może wygrać z sercem i miłością...
    Nie pozwól jej na ten triumf!!

    OdpowiedzUsuń