MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 6 maja 2011

Stara Kobieta

Stara Kobieta siedziała nago na ustępie. Jej puste, jałowe piersi zwisały, zasłaniając łono. To samo łono, które niegdyś nosiło i chroniło pięciu maleńkich chłopców. Każdego w innym czasie. Starałam się nie patrzeć, ale nie dało się nie widzieć wychudzonego, pomarszczonego ciała. Do wanny lała się woda. W obcym mieszkaniu, w cudzej łazience z nie swoją Matką, której czas dobiega końca, stałam i chciałam nie słyszeć krzyków dobiegających zza zamkniętych drzwi, chciałam nie myśleć, jak przykrą jest starość. Nawet ta w otoczeniu najbliższych.
Stara Kobieta nigdy nie miała łatwego życia. Urodziła się w latach 30-tych, kiedy świat szybkim tempem zmierzał do tragicznej i przerażającej wojny. Będąc małą dziewczynką mieszkała w mieście, w którym kultura chrześcijańska przeplatała się z kulturą Starszych Braci w Wierze. Może nawet biegała wraz z innymi dziećmi za garbatym Joszką po opłotkach głównej ulicy Piekła w Mieście Jakuba M. do czasu, w którym matka pasem nie wybiła jej z głowy wyśmiewanie się z kaleki? Ale dzisiaj jej pamięć zbyt się zamgliła, by pamiętać nawet tamte wydarzenia.
Jedno oko, którym patrzy na świat odkąd pojawił się na nim Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem, też jest zamglone i Stara Kobieta przez okno widzi wieczną niepogodę. Kilka udarów mózgu zwarzyło krew, która z trudem przeciska się przez sklerotyczne żyły i tętnice.
Czego, by o niej nie powiedzieć, to nigdy w życiu nie słyszałam, aby uskarżała się na swoje życie, na los, na czasy, na dzieje.
Zamieszkała u Pierworodnego i jego żony, od kiedy nogi i całe ciało odmówiły jej posłuszeństwa. Pierworodny ma własną receptę na szczęście i to, co jest dobre dla Starej Kobiety, nie uwzględniając jej potrzeb. Ja cały czas mam wrażenie, że w innym miejscu byłoby jej znacznie lepiej.
 - Jutro przyjdzie do mnie ksiądz z Komunią Świętą. - Przerwała ciszę Stara Kobieta. - Wcześniej chciałabym się wyspowiadać, ale ja nie pamiętam, co się mówi, jak się spowiada... Pomóż mi, proszę, przypomnij, co trzeba powiedzieć księdzu.
W pierwszej chwili nie zrozumiałam o co pyta i prosi Stara Kobieta trzęsąc się z zimna na toalecie. Szum płonącego gazowego podgrzewacza i wody wlewającej się do wanny, oraz moje zamyślenie spowodowały, że miałam wrażenie, że nie dosłyszałam, o co mnie pyta Stara Kobieta, która nigdy nie opuszczała mszy i nabożeństw, ani innych uroczystości kościelnych.
Właściwie nigdy jej nie lubiłam. Nie miałam w sobie złości, ani złych uczuć, była mi raczej obojętna. Nie potrafiłam jej zrozumieć. Pewnie nie chciałam. Wychowała swoich pięciu synów w bojaźni bożej, oraz za pomocą skórzanego pasa, którym równo dzieliła razy po obnażonych pośladkach dzieci. Nic dziwnego, że jeszcze przez długie lata po osiągnięciu dojrzałości Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem chował się w cieniu zakamarków swojej duszy przed Bogiem, którego należało się bać. Myślę, że udało mu się wreszcie wyjść na Światło i Prawdę. Obawiam się jednak, mam poważne obawy, że nie wszystkim chłopcom, których nosiło łono Starej Kobiety to się udało.
- Zaczniesz od "Niech będzie pochwalony..." - powiedziałam - potem się przeżegnasz i powiesz, kiedy byłaś ostatni raz do spowiedzi...
- Aha, aha... - zamruczała cicho.
A moje oczy nagle napełniły się łzami. Świadomie przeniosłam wzrok na dygoczące, nagie ciało Starej Kobiety, które za chwilę cztery ręce miały przełożyć do wanny. Plecy zaokrąglone od trudów macierzyństwa, bruzdy zmarszczek głęboko przecinające wymizerowaną twarz, jako genetyczne wiano po swoich przodkach, pusty oczodół, po wydłubanym przez lekarzy oku, zsiniałe stopy od pajączków i żylaków, wygięte parkinsonem palce u stopy, dygocząca ręka i niespokojna dłoń, puste piersi spoczywające na nagich udach, wciąż zasłaniające wyschnięte łono... Ciche, ledwo dosłyszalne kwilenie, jak wygłodzonego pisklęcia, tylko dla wprawnego słuchacza oddawało ogrom cierpienia przy tych kąpielowych manewrach. Łza za łzą płynąca z pustego oczodołu. Umysł za zasłoną niepamięci. Dusza uwięziona w ciele, które odmówiło posłuszeństwa... Ciało uwięzione w łóżku - wysłużone niewolniczym oddaniem dla pięciu synków i ich ojca.
Biedna bezbronna starość, ubrana w nagość, słabość, niemoc i zmarszczki.
Niemowlę, równie bezbronne, przynajmniej swoim wyglądem rozmiękczy najtwardsze ludzkie serca...
- Z czego chcesz się spowiadać? - zapytałam przerażona!
- No przecież, no przecież, ja tyle narzekam na swój los...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz