Byłam we wnętrzu góry! Jednej z najwyższych gór na tym kontynencie. Kiedy kontemplowałam powrót z Wyprawy Mojego Życia, patrząc z okien autobusu na płaski i równy świat ciągnący się ze dwie godziny i kiedy właśnie dopadła mnie równinna depresja, dostałam skaliste góry w podarunku do zobaczenia i do podziwiania. Zapewne gdybym wyciągnęła rękę, poraniłyby mnie one ostrzem swoich skał. Takie były. Pojawiły się nagle. Wyrosły z tego pustkowia krajobrazowego, jak za działaniem magicznej siły. Nie zdziwiłam się, bo przecież w owym czasie tyle rzeczy, zjawisk i zdarzeń stawało się, jak za działaniem jakiejś magicznej siły, że nagle wyrastające z długotrwałej równiny niebotyczne góry, nie były niczym dziwnym. Bardziej dziwić by mógł mój stan psychiczny. Znów dostałam po nosie, bo wydawało mi się, że pragnę czegoś zupełnie innego i że tym innym uwarunkowane są moja radość, szczęście i zadowolenie.
We wnętrzu góry było bardzo bezpiecznie. Może nawet bezpieczniej, niż niejednokrotnie jest na odkrytym terenie. Wnętrze góry rozświetlało przyjemne światło. To światło wyraźnie świeciło dla mnie. Bo i góry zostały mi podarowane.
Można podróżować i narzekać na zmęczenie. Wtedy nie zobaczy się niczego. Nie widząc niczego, nie przeżyje się zbyt wiele ciekawych przygód. Albo nawet wcale.
Można podróżować i nie myśleć o zmęczeniu. Wtedy jest się bardziej otwartym na dostrzeżenie tego, co w drodze na podróżnika czeka.
Można podróżować i nie być zmęczonym. Wtedy widzi i czuje się tak wiele. Może nawet wszystko.
Kiedy odbywałam Wyprawę Mojego Życia byłam podróżnikiem, który nie był zmęczony. Dlatego widziałam i czułam tak wiele. Może nawet wszystko.
Zobaczyłam to najważniejsze. Zobaczyłam wyraźnie, jak człowiek daleki jest od Boga. Nie rozumiesz co czytasz. Trzeba znaleźć się we wnętrzu tej góry, w czasie, w którym ja się w jej wnętrzu znalazłam, z bagażem przeżyć jaki miałam przy sobie, by zrozumieć, jak człowiek daleki jest od Boga. To nie jest odległość mierzona między mną a Bogiem. To jest odległość człowieka od Boga.
Wracałam z Watykanu.
Spotkałam wielu cudownych ludzi. Dlatego jeszcze raz powtarzam, że nie rozumiesz, co czytasz, kiedy piszę o tym, jak człowiek daleki jest od Boga. Chyba, że tam wtedy byłeś...
Można dyskutować o transcendencji i immanencji. Traktować je w różnych kategoriach. Czytać poważne traktaty na ich temat. Nie móc sobie wyobrazić czym tak naprawdę są te pojęcia, aż do momentu, w którym się samemu boleśnie o nie nie otrze. Bo spotkania z tymi zamkniętymi zazwyczaj w opasłych słownikach słowami, są zawsze bardzo bolesne. Ale kiedy w nagrodę dostaje się do zobaczenia Alpy, wyrosłe nagle z niekończącej się równiny, można doświadczać owej bolesności. Porównywalnej do tej, towarzyszącej Stwórcy, podczas tworzenia całego świata, jak i tego małego kawałka, który z prędkością 80 kilometrów na godzinę mknie ku nowym przygodom, by tworzyć nową historię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz