Mężczyzna, Który Kiedyś Był Chłopcem, jak dziecko, pragnie zainteresowania tylko swoją osobą. W którąkolwiek stronę zwrócę się do działań, napotykam sprzeciw, opór i wręcz obrazę. Niedawno stwierdziłam, że jeśli zajęłabym się wypiekiem lukrowanych ciasteczek, również znalazłoby się kilka powodów przeciw takiemu zajęciu. Toteż kiedy z ust Mężczyzny, Który Kiedyś Był Chłopcem słyszałam, że moje blogowanie jest ucieczką przed realnym światem, przed ludźmi, przed problemami do świata ułożonego według moich zasad, nie mogłam tego w żaden sposób brać pod rozwagę. No, chyba, że jako anty argument.
Wśród licznych znajomych z różnych kręgów nie znam nikogo, kto pisałby bloga tak, jak ja.
Cóż więc zrobić z myślami o takich zainteresowaniach i takiej formie realizacji tych zainteresowań? No, ja bloga zaczęłam pisać pewnie z innej przyczyny, niż większość typowych blogerów. Ja po prostu chciałam napisać książkę. Ja musiałam napisać książkę. O tym już kiedyś było. Zapisywanie w Wordzie na komputerze, to prawie, jak ręczne notatki. Pisanie na blogu, to już pewna edycja. Zupełnie inny kształt, wygląd i estetyka. Szybko ten mój blog został wynaleziony przez zawodowych wyszukiwaczy blogów i pewna biblioteka internetowa zaproponowała mi odpłatne udostępnianie moich treści swoim abonamentowym czytelnikom. Nie byłam zainteresowana taką formą reklamy mojego bloga i sprzedaży treści, które pragnęłam wydać drukiem. Ale stwierdziłam, że jest to sukces dla osoby, która od zaledwie dwóch miesięcy pisze na blogu.
Kiedy rozpoczęła się konferencja blogerów w Pałacu Piusa X w Watykanie i kiedy od innych blogerów usłyszałam o ich przeżyciach związanych z blogowaniem, stwierdziłam, że jestem w odpowiednim towarzystwie. Tam każdy czuł tak samo, w jednakowych zarysach i kształtach przedstawiał swoją przygodę z klawiaturą komputera i pasją pisania. Pasją - nie potrzebą, chęcią, ani koniecznością, tylko właśnie bolesną pasją twórczą targającą wnętrzem piszącego.
Myślę, że nie nadużyję tego słowa, mówiąc, że konferencja blogerów była komunią ludzi, którzy wyłonieni przez Papieską radę ds. Kultury i Papieską Radę ds. Środków Społecznego Przekazu, nazwani zostali współczesnymi rybakami Chrystusowymi. Ja czułam się, jak w komunii. 150 osób z różnych zakątków świata, z różnych kontynentów, kultur i geopolitycznych przestrzeni, myślących, czujących i mówiących jednym tonem, nie może być niczym innym, jak wspólną komunią ludzi wyznających wartości ponadczasowe i ponadkulturowe. Bo o zebranie takich ludzi i o utwierdzenie ich w przekonaniu, że jest właściwym, zamieszczanie treści o wartościach najwyższych na swoich blogach, Papieskim Radom chodziło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz