MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

środa, 22 grudnia 2010

"... Pomaga" i konkurs literacki

Poszukiwałam dzisiaj ludzi dobrej woli, ponieważ bardzo chciałam pomóc potrzebującym. Wiadomo, że przed Świętami ludziom łatwiej dobre uczynki wychodzą. Razem z Młodym Człowiekiem wydeptywaliśmy ścieżki, by znaleźć darczyńców dla naszych Bliźniaków. Instytucje były łaskawe. Prywatne osoby obiecały, że "coś" zrobią. Nieco zrezygnowana wróciłam do domu. Rozumiem, że prywatne osoby są do znudzenia zasypywane prośbami o pomoc finansową. Ale my nie prosiliśmy o pieniądze. Przy przeglądaniu stron internetowych, weszłam na fb, by zobaczyć co nowego u znajomych. I tam na stronie Przyjaciela znalazłam kłujące w oczy ogłoszenie: "...Pomaga. Pomóżcie nam znaleźć osoby, które najbardziej potrzebują naszej pomocy!" Czyż to nie było zrządzenie losu? Nie! Zaraz wytłumaczę. Otóż weszłam na stronę "... Pomaga" i przeczytałam, że "... Pomaga" organizuje swoisty konkurs literacki. W regulaminie stało, że należy opisać sytuację chorego, potrzebującego pomocy dziecka i poprzez trzy nagrodzone pierwsze miejsca otrzymać fortunę dla "bohatera" swojej opowieści. Zasada była taka, by nie zdradzić nazwisk, miejsc i żadnych danych osobowych opisywanych osób. Pestka.
Dodam, że Młody Człowiek rzucił mi kiedyś wyzwanie, mówiąc: "Wyciskacze łez potrafisz pisać, napisz teraz coś w innym tonie." Chciałam sprawdzić czy moje wyciskacze łez wycenione zostaną na 15 tys. zł. i przystąpiłam do konkursu. Trzy tysiące znaków i ani kropki więcej. I żadne zrządzenie losu, tylko, wierzę, moc sprawcza innych sił!

Do moich rąk trafił kiedyś tekst - dzienniki dziewczyny, która jako pierwsza w Polsce pacjentka chora na mukowiscydozę przeszła przeszczep płuc w wiedeńskiej klinice. Poproszono mnie o przygotowanie do druku pozostawionych w testamencie dzienników. Praca trwająca kilka miesięcy była niezwykle wyczerpująca emocjonalnie. Musiałam zaprzyjaźnić się z... nieżyjącą dziewczyną. Weszłam w środowisko jej bliskich, przyjaciół, lekarzy i innych chorych. Poznałam mnóstwo cudownych ludzi, którzy dokładnie wiedzą jak wielkim cudem jest życie. Zrządzenie losu, wierzę, że inne siły sprawiły, że poznałam rodzinę, w której jest troje dzieci chorych na muko. O tym, że najmłodsze dziecko jest chore, mama dowiedziała się trzy dni przed spotkaniem ze mną i właśnie jechała z najmłodszym dzieciątkiem na pierwszą wizytę do ośrodka leczącego jej starsze dzieci. Była załamana. Tym bardziej, że badania przesiewowe wykonane po urodzeniu małej dały wynik ujemny! Spotkałyśmy się w samochodzie prezeski stowarzyszenia pomagającego chorym i ich rodzinom. Ja jechałam wtedy do owego ośrodka celem spotkania ze środowiskiem medycznym i przeprowadzenia rozmów niezbędnych do pracy nad tekstem. Musiałam wniknąć w temat do najgłębszej głębi. Wniknęłam, prędzej niż mogłabym sobie wyobrazić. Prezeska otrzymała telefoniczną wiadomość, że w ośrodku właśnie odchodzi kolejny pacjent, dziecko. Przez drogę, prowadząc samochód odmawiała Koronkę do Bożego Miłosierdzia... Czy modlitwa otwarła drogę młodemu pacjentowi do nieba? Nie wiem. Gdy dotarłyśmy na miejsce młody człowiek, wolny już od walki o oddech, podążał zapewne w bezmiar Bożej miłości. Myślę, że modlitwa była bardziej potrzebna żyjącym - powtarzane jak mantra słowa Koronki przynosiły wyciszenie i pozbawiały lęku. Mało kto chciałby tego dnia dzielić ze mną moje emocje. Nie uważam się za przykładną i mocno wierzącą osobę, ale tego dnia biednej, zbolałej mamie trójki dzieci chorych na muko powiedziałam: "Proszę nie traktować swojego losu inaczej, niż jako wielkiego dotknięcia Bożą Miłością" i... myślałam, że mi serce pęknie. Znów los zrządził, wciąż wierzę, że inne siły również, że prowadząc moją działalność w wolontariacie w ZHP spotkałam na swojej drodze starsze dzieci owej zbolałej matki. Ktoś by powiedział: całkowicie przez przypadek. Bo na pierwszy rzut oka tak to wyglądało. To była wycieczka klasowa. Dwoje starszych dzieci, to trzynastoletnie bliźniaki. Wkrótce los i te inne siły tak kierowały naszymi drogami, że bliźniaki znów znalazły się w pobliżu - na letnim obozie, który prowadziłam. Wtedy bliskość stała się jednością. W dniu urodzin bliźniaków, na obozie, na skraju lasu, skąd blisko do gwiazd, przy blasku ogniska w miejscu i chwili, w której wszystko było możliwe a iskry z ogniska przemieszały się z gwiazdami, twarze bliźniaków płonęły radością, a ja pomyślałam: dzięki Ci Boże za ten wielki dar poznania i możliwość pokochania bliźniaków i ich maleńkiej siostry. Tych troje dzieci to naprawdę wielkie dotknięcie Bożej Miłości.

Czuć to napięcie w tekście? Im bliżej końca tym większy chaos, myśli poplątane, urywane. Jak oddech chorych na muko...
Mnie ograniczała tylko dopuszczona ilość znaków.

Chcę zdobyć I miejsce w konkursie "... Pomaga". Zbliża się Noc, w której spełnia się cud...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz