W każdy czwartek Gieto, znajdujące się nieopodal Naszego Osiedla w drodze do rynku i do Kościoła zaczynało tętnić życiem. Przekupy rozkładały swoje kramy i stragany. Rozkładały wszystko co ziemia poza Moim Miastem urodziła: świeże, surowe, przetworzone, a także to, co udało się dosłownie i w przenośni ze zwierząt udoić. Kupowało się na kopy, tuziny, pęczki, osełki i inne ludowe miary. Myślałam, że Gieto jest gietem. Nie wiedziałam,że w innym świecie to zjawisko nazywa się dniem targowym, zielonym, czy maślanym rynkiem. Dopiero dużo później dowiedziałam się, że to spolszczone i ugwarowione słowo nazywało MIEJSCE a nie zjawisko. Swój rodowód wzięło od słowa getto - nazwy miejsca martyrologii społeczności żydowskiej Mojego Miasta w czasach wojny. Za mała byłam, żeby o tym wiedzieć. W Naszej Szkole, jeśli mówiło się o wojnie to najbardziej w pamięci utkwiły mi obchody rocznicy wyzwolenia Mojego Miasta spod okupacji hitlerowskiej oraz doroczna wielka akademia na płycie rynku w dniu zakończenia II wojny światowej, wtedy obchodzonym 9-tego, nie tak jak obchodzi się dzisiaj, 8 maja. Moja Babcia opowiadała mi, że we wrześniu 39 roku, w czasie nalotów hitlerowskich nad Naszym Miastem i bombardowania, wszyscy schronili się do piwnicy. Zapomnieli tylko o Mojej Mamie, która była wtedy kilkunastomiesięcznym niemowlaczkiem śpiącym w mieszkaniu w suterenie na podwórku domu w którym Moja Babcia mieszkała po wojnie. Moja Babcia kiedy się zorientowała, że zostawiła swoje najmłodsze dziecię na pewną śmierć chciała biec czym prędzej na górę, ale podobno jej Mąż, Dziadek Mojego Starszego Rodzeństwa, nie pozwolił jej na to, mówiąc, że jeżeli Moja Mama ma przeżyć, to Bóg da, przeżyje, a jeżeli nie, to po co mają ginąć obie? Pamiętam też opowieści Mojej Mamy, jej Starszych Sióstr i pewnie też Mojej Babci, bo były tyle razy powtarzane, że już nie wspomnę kto o nich mówił, dlatego zdaje mi się, że wszyscy. Kiedy przyszedł czas ostateczny dla hitlerowców w styczniu 1945 roku większość mieszkańców Mojego Miasta, a na pewno Rodzina Mojej Mamy postanowiła uciec z miasta na jego obrzeża, bo obawiali się bombardowań i innych działań wojennych. Schronili si w opuszczonych poniemieckich domach na Podstawiu. I kiedy już w miarę się rozgościli, od domu do domu przeszli żołnierze niemieccy z informacją do cywilów, by raczej opuścili domy i wrócili do miasta, bo tam, gdzie się schronili będzie przechodził front i to tam będą się rozgrywały najgorętsze działania wojenne.
Pamiętam, jak czasem Moja Babcia spędzała u nas kilka dni, może tygodni zimową porą i zawsze kiedy w telewizji wieczorem emitowany był film wojenny, a na emisję takiego wojennego filmu był zarezerwowany jeden dzień w tygodniu, to Moja Babcia uciekała z Małego Pokoju do Kuchni, bo autentycznie bała się, że ją zastrzelą.
W czasach Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką Gieto było tylko maślanym rynkiem i targowiskiem, które co czwartek gromadziło sporo mieszkańców spoza Mojego Miasta i mieszkańców Mojego Miasta, którzy mieli przeciwstawne interesy: bo pierwsi chcieli jak najwięcej zarobić na pietruszce, marchewce, rzodkiewce, ziemniakach, jajach, maśle, serze, żurze i kiszonych ogórkach, natomiast drudzy chcieli jak najmniej zapłacić za kupowane "koguciki na druciku".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz