Karzełek miał dwoje Starszego Rodzeństwa: trochę Starszego Brata i Starszą Siostrę, trochę starszą od Starszego Brata. To ona była Koleżanką Mojej Starszej Siostry. Rodzice Karzełka i jego Starszego Rodzeństwa byli starsi od Moich Rodziców. Podobno Ojciec Karzełka, czy Mama, mieli jeszcze starsze dzieci z wcześniejszego małżeństwa. To byli dorośli już wtedy synowie, ale nie pamiętam, czy ich widziałam. Wiem, że czasem przychodzili do domu Karzełka, ale Nam wtedy mówiono, byśmy nie przychodzili. Karzełek zyskał swoje miano zapewne od niewielkiego wzrostu. Był mniejszy nawet ode mnie , choć ja, zawsze drobna, wątła i chorowita, należałam do mikrutów. W domu Karzełka mieszkał też Dziadek Karzełka, który był tak stary, że nigdy dotąd nie widziałam tak starego człowieka. Z tej starości nie wstawał z łóżka. Leżał w Małym Pokoju, w którym również mieszkała cała trójka rodzeństwa i jeżeli które z rodzeństwa przyjmowało gości, to właśnie w tym pokoju. Dziadek Karzełka miał długie siwe włosy, zazwyczaj kilkudniowy zarost, choć pamiętam momenty, kiedy Tata Karzełka golił Dziadka, skórę przezroczysto-białą jak pergamin, zapadniętą na kościach i ścięgnach. Wiecznie pojękiwał i wysyłał Starsze Rodzeństwo Karzełka do kiosku po Tabletki z Krzyżykiem. Starsze Rodzeństwo udawało, że idzie do kiosku, po czym sprytnie ktoś wyjmował spod poduszki Dziadka opakowanie Tabletek z Krzyżykiem, których tam był niezgorszy zapas i wręczał Dziadkowi. Nigdy nie widziałam, czy brali od Dziadka pieniądze i co z nimi ewentualnie robili. Kiedyś Tata Karzełka uczył go odczytywania godzin na starym wielkim zegarze, który tworzył klimat Małego Pokoju w mieszkaniu Karzełka. Jak ten zegar potrafił bić! Było to, któregoś dnia przed lekcjami, które miały rozpocząć się o 11:45. Rodzice Karzełka pracowali na zmiany, więc rzadko zdarzało się aby nikogo z dorosłych nie było w domu. Mój dom w godzinach przedpołudniowych był zawsze pusty. Chyba, że zachorowałam i Moja Mama siedziała ze mną na opiece. Ale ponieważ chorowałam tak dużo, to Mojej Mamie często brakowało już opieki i gdy byłam młodsza, przychodziła do mnie Moja Babcia, a gdy byłam nieco starsza, to pomimo choroby, siedziałam sama w domu. Tak więc pewnego dnia Tata Karzełka uczył go tych godzin na starym, bimbającym zegarze obudowanym ciemną, drewnianą skrzynią. Pamiętam zdenerwowanie Taty Karzełka, kiedy pomimo usilnych jego starań, Karzełek nie był w stanie odczytać godziny na zegarze, a ja błyskawicznie pojęłam o co w tym wszystkim chodzi. Ale nie zdobycie tej umiejętności cieszyło mnie wtedy. Poczułam bardzo przyjemne, wręcz łaskoczące gdzieś w środku uczucie wyzwolone zainteresowaniem Taty sprawami dziecka...
W Domu Karzełka wiecznie stały baniaki z bulkającym winem. Rodzice Karzełka mieli Działkę obok Stawów i stamtąd pewnie owoce na wino. Na Działce Tata Karzełka hodował króliki. Nieraz, ale tylko latem, chodziłam z Karzełkiem karmić te króliki. Kiedyś najadłam się zielonego groszku zrywanego wprost z gałęzi, był taki słodki, że nie mogłam się oprzeć. Potem wymiotowałam całą noc i przez dobre 20 lat nie mogłam znieść zapachu zielonego groszku. Pamiętam jak Starszy Brat Karzełka, gdy zeszło się kiedyś liczniejsze towarzystwo do ich domu pod nieobecność Rodziców, naciągnął dla każdego, z jednego z bulkających baniaków, po troszeczkę czerwonego jak koral wina. Spróbowałam, choć wiedziałam, że jest to zakazany napój. Nie smakował mi. Do dziś nie pijam win. Choć wino było zapewne przednie, bo Tata Karzełka słynął z produkcji tych trunków. Kiedyś rozmawiałam z Moją Koleżanką z klasy i powiedziała mi, że w swoim dorosłym życiu Karzełek przejął po swoim Tacie tradycję i robi najlepsze wina na świecie.
Był czas, że żałowałam, że nie jestem chłopakiem. Szczególnie wtedy, gdy Karzełek z innymi chłopakami bawili się w załogę Rudego 102. Mówili, że do tej zabawy dziewczyny niepotrzebne. Myślałam, że gdybym była chłopakiem, to wtedy Karzełek spędzałby ze mną więcej czasu, bo nieraz wydawało mi się, że lekceważy mnie z powodu tego, że jestem dziewczyną. Wybierał czasem zabawy w męskim towarzystwie. Choć najczęściej bawiliśmy się wszyscy wspólnie, dziewczyny z chłopakami. Latem graliśmy w piłkę nożną, szczególnie w latach, kiedy odbywały się mistrzostwa świata w tej dyscyplinie, czy olimpiady sportowe. Zimą budowaliśmy igloo, wszczynaliśmy wojny na śnieżki, robiliśmy wyprawy na sanki na Czumę. Niezliczone godziny spędzaliśmy w piaskownicy, budując fortece i zamki oraz na trzepaku, doskonaląc ewolucje trudnej sztuki gimnastyki artystycznej. Kiedy zrobiono nam Plac Zabaw na osiedlu, to sporo czasu tam spędzaliśmy. Pamiętam godziny spędzone z Karzełkiem na huśtawce, albo na karuzeli. Huśtaliśmy się nie kto wyżej, tylko tak, aby huśtać się równo. To nie było łatwe zadanie, ale miało pewnie głęboki podtekst psychologiczny.
W Przedszkolu z Karzełkiem |
Karzełek jest nierozerwalną częścią mojego dzieciństwa, towarzyszem każdej doli i niedoli budzącej się w dziecku świadomości , które całymi dniami podejmuje trud poznawania, zdobywania i czynienia sobie poddanym świata, w którym przyszło mu żyć. Karzełek jest najpiękniejszą pieśnią i opowieścią mojego dzieciństwa, najsłodszym kęsem spożywanej zadanej rzeczywistości. Karzełek jest źródłem tego ciepła, które wyzwala się we mnie, gdy myślę o czasach Kiedy Ja Byłam Małą Dziewczynką.
Nie widziałam Karzełka od blisko trzydziestu lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz