fik, mik, fik, mik, szwady, rydy, rydz,
rach, ciach, ciach kozła rogatego.
Wsadziła go babcia do wora wielkiego, do wora wielkiego
fik, mik, fik, mik, szwady, rydy, rydz,
rach, ciach, ciach do wora wielkiego..."
Ta stara piosenka ludowa kojarzy mi się nierozerwalnie z Moją Babcią. Wiadomo, że Moja Babcia była mamą Mojej Mamy. Innej babci nie mieliśmy. Najpierw Moja Babcia mieszkała w domu przy ulicy za dworcem autobusowym. Na przeciwko domu Mojej Babci był taki skwer, na którym czasem siadaliśmy na ławce w ładne letnie dni. Podobno na drzewie rosnącym przy skwerze powiesił się jednego roku jakiś mężczyzna. Dalej za domem Mojej Babci był szpital, ale o tym dowiedziałam się przedostatniej zimy, kiedy Moja Mama leżała w szpitalu, bo miała zapalenie i potem operację woreczka żółciowego. Kiedy Moja Mama była w szpitalu, to na sali obok umierała na raka dwuletnia dziewczynka. Panie z sali Mojej Mamy opowiadały, że była najmłodszym dzieckiem i jedyną córką ludzi mieszkających tuż za boiskiem na Naszym Osiedlu, którzy mieli samych synów, w dodatku już całkiem dużych.
Widok na Kościół od strony Domu Mojej Babci |
Moja Mama w dniu I Komunii Świętej |
Moja Babcia zaś opowiadała, że kiedy Moja Mama była całkiem małą dziewczynką, to w czasie wojny mąż Mojej Babci, który był Dziadkiem Mojego Starszego Rodzeństwa, bo moim nie zdążył być, za pracę zduna dostał kurę w kartonowym pudle i przyniósł ją do domu. Pudło miało nacięte dziury, żeby kura miała czym oddychać. I tak miała skończyć w garnku, ale powinno się jej poderżnąć gardło, a nie zadusić brakiem powietrza. Poza tym jakieś święta miały być niebawem, bo Moja Babcia postanowiła jak najdłużej utrzymać kurę przy życiu. I to pudło kartonowe z naciętymi dziurkami podobno tak się Mojej Mamie podobało, że co rusz pytała: "Mamo, a jak ci ta kura zdechnie, to dasz mi to pudło?"
Kiedyś Moja Babcia, która od mojego przyjścia na świat była wdową, wyszła za mąż i przeprowadziła się do domu za Kościołem, a swoje mieszkanko zasiedlone wiele lat po wojnie w głównej kamienicy, a nie w suterenach w podwórku, zostawiła swojemu synowi, Bratu Mojej Mamy, który ożenił się z Ciocią Elą i właśnie wspólnie oczekiwali przyjścia na świat swojego jedynego syna, Mojego Kuzyna.
Wiele razy we śnie idę przez tę ciemną sień do mieszkania Mojej Babci w tamtej kamienicy i jak nigdy za życia Mojej Babci, zastaję drzwi zamknięte na klucz. Pukam, a trudno jest pukać w drzwi obite ceratą, pod którą znajduje się gąbka i wołam: "Babciu, wpuść mnie, to ja". Słyszę w odpowiedzi głos Mojej Babci: "Idź stąd, nie możesz tu przychodzić. Nie teraz." Po takim śnie umiera ktoś bliski, krewny Mojej Babci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz