MOTTO
"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")
Łączna liczba wyświetleń
środa, 8 grudnia 2010
Karmel (cykl: Anioły Mojego Dzieciństwa)
Jedyne mroczne miejsca jakie pamiętam z czasów Kiedy Ja była Małą Dziewczynką, to góra, na której stał Karmel. Już prowadząca do niej droga sprawiała wrażenie ponurej, zwłaszcza kiedy się szło z zamysłem, że idzie się na Karmel. Bo to ta sama ulica, przy której rosły kasztanowce dostarczające Nam każdego września i października lśniących rudością i błyszczących blaskiem radości z faktu ujrzenia tak pięknego świata pokolorowanego wszystkimi barwami jesieni kasztanów, wyskakujących ze swych skorupek i wołających do Nas: tu jestem, weź mnie do swojego koszyczka. Trzeba było minąć Kaplicę, w której zawsze gdyśmy szli, odbywały się uroczystości pogrzebowe, dalej podążać drogą jeszcze wyżej, aż do rozwidlenia prowadzącego albo do Parku albo do Księżego Lasu i w tym miejscu było się już u wejścia do parku, który porastał górę, na której szczycie stał Karmel. Drzewa tam rosły olbrzymie, to one dawały już taki mrok, z którego się człowiek nie mógł wyzwolić aż do powrotu z tego dziwnego miejsca. Ojcowie karmelici prowadzili szpital, był on niemalże na opłotkach szpitala, w którym leżała kiedyś Moja Mama, państwowego szpitala. Wtedy o wszystkim mówiło się, że jest państwowe. Prócz sklepu za Kościołem z dewocjonaliami, który był sklepem Rodziców Fotografa, Który Zrobił mi Fotografie Pierwszokomunijne, oraz kilku sklepów wzdłuż ulicy, co nosiła nazwę od wydarzeń związanych z wyzwoleniem Mojego Miasta spod okupacji hitlerowskiej, a która prowadziła od Naszego Osiedla do rynku, to jest do Kościoła. Jeszcze mroczniej, tajemniczo i strasznie robiło się, gdy weszło się do kaplicy klasztornej, która była całkiem sobie sporym kościołem. Tam dopiero był mrok! Jeślim się kiedy uczyła w czasie Kiedy Przestałam Być Małą Dziewczynką o mrokach średniowiecza, to przybierały one takiego kolorytu jak atmosfera parku i kaplicy na Karmelu. Jedynym powodem, dla którego chodziliśmy wtedy w to mroczne miejsce był grób świętej Teresy, który rozpromieniał to miejsce blaskiem cnót świętej, które pozwoliły z żywota tej kobiety uczynić wzór do naśladowania. Święta Teresa leżała sobie w swoim grobie na Karmelu tworzącym jeden z ołtarzy bocznych, ukazana oczom ciekawskich dzieciaków za przeźroczystą szybą tworzącą jedną ze ścian trumny. Ubrana była jak zazwyczaj Matka Boska, w biało-niebieskie szaty, dłonie miała złożone na piersi w modlitewnym geście, na jej padołku leżały kwiaty, mnie się zdawało, że zawsze świeże i najpiękniejsze, twarz miała uduchowioną, sylwetkę gibką i była tak piękna i niezwykła, że nie chciałam stamtąd wracać. Pewnie za sprawą elektrycznej iluminacji jej postać jaśniała blaskiem, w każdym razie było to jedyne jasne, wręcz nieziemską jasnością bijące miejsce na Karmelu. I rozpromieniało moje życie w czasach Kiedy Ja była Małą Dziewczynką.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz