MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

sobota, 10 listopada 2012

Naród. Z cyklu: Lwów - lektura obowiązkowa dla wszystkich.


Historycy podają, że ok. roku 1900 Lwów miał 160 000 mieszkańców. Z tego ponad połowę stanowili Polacy, Żydzi ok. 45 000, Rusini niespełna 30 000. Resztę wypełniały inne nacje, wśród których zapewne przeważali Ormianie.
Lwów od samego powstania w połowie XIII w. był miastem wielonarodowościowym, wielokulturowym, wieloreligijnym. Założony przez ruskiego króla Daniłę I, którego żoną była katoliczka szybko przyciągnął ludzi różnych wyznań i religii.
Choć przywilejem królewskim króla Kazimierza Wielkiego mieszkańcy średniowiecznego Lwowa mieli prawo do zachowania i kultywowania swych odrębności narodowych, kulturowych i religijnych, to w praktyce było zupełnie inaczej. To tylko na rycinach mistrzów sztuki nad Lwowem górowały wieże kościołów różnych wyznań i dachy synagog  i trwały w symbiozie. Tylko w zapisach tolerancyjnych historyków, za wszelką cenę chcących i potrafiących wygładzić dzieje, ludzie różnych kultur, religii i wyznań byli na co dzień dla siebie mili i serdeczni. Prawda jest okrutna i nie pozostawia żadnych złudzeń. Każda mniejszość narodowa we Lwowie musiała zamykać się w oddzielnych enklawach. Żydzi mają na to swoje określenie: getto. Mniejszości w obrębie miasta narażone były na różnego rodzaju akty terroru, wrogość, ataki cielesne, oskarżenia i pomówienia przez zamieszkującą wespół większość narodową, a także inne mniejszości. Rodziło to nienawiść i odwet. Z tyglem narodowościowym i kulturowym, o którym lubią rozpisywać się historycy, w parze szedł kocioł zwany nietolerancją. Przy czym brak tolerancji dotykał wszystkich, czy byli większością, czy mniejszością. I żaden przywilej królewski, czy akt władz miejskich nie był w stanie spowodować, żeby poszczególne grupy narodowościowe, kulturowe, czy religijne nie czuły niesprawiedliwości.  
Pomimo tego, że Lwów na przestrzeni swoich dziejów był siedzibą trzech arcybiskupstw (katolickiego, greckokatolickiego i ormiańskiego) oraz  gmin żydowskich, pomimo zamieszkiwania we Lwowie wyznawców wielu innych religii, pomimo bolesnych i przykrych dla poszczególnych ludzi i całych nacji wydarzeń, jakoś nigdy nie wyciągano odpowiednich wniosków i nie nauczono się żyć tak, by każdy czuł się potrzebny i chciany, by każdy mógł, realizując swój własny życiowy plan, przysparzać dobra ogółowi, miastu i Rzeczypospolitej.  Zamiast tego, przez wieki pogłębiała się ogólna niechęć i poczucie krzywdy i niesprawiedliwości.
I nie było tak tylko we Lwowie. Historia każdego miasta Rzeczypospolitej jest porównywalna, a pod względem nietolerancji dla wszelkiej inności, wręcz bliźniaczo podobna. I nie było tak tylko w przeszłości.
Jako naród zawsze byliśmy zbyt mało pokorni. Potrafimy podnosić  głowę wysoko do góry w porze kiedy należy ją tak nosić. Niestety częściej to robimy, kiedy czas wymaga, byśmy z pochyloną głową upadali na kolana.
Każde spotkanie z drugim człowiekiem, z jego innością, wrażliwością, biedą czy bogactwem, jest momentem, kiedy powinniśmy pochylić swą głowę w pokorze,  jak przy spotkaniu z samym sobą.
Każde spotkanie z miejscem i czasem, które z minuty na minutę stają się historią, są momentem takiej samej pokory, jak spotkanie z drugim człowiekiem.
Każde spotkanie ze światem przytwierdzonym do najpiękniejszej z planet i z całym wszechświatem jest tym momentem, kiedy powinniśmy pochylić głowę z pokorą, bo to jak spotkać człowieka i czas w jednym  miejscu.
Bo każde z tych spotkań, jest spotkaniem z Bogiem. Dlatego częściej powinniśmy pochylać z pokorą i miłością, miast wznosić głowy wysoko do góry. 

Nasz świat, nasze życie może wyglądać tak.


Ja wolę żyć w takim świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz