MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 3 stycznia 2014

Mam zamiar

Kiedy siadam na rower stacjonarny mam wrażenie identyczne do tego, które mam, gdy stoję na szczycie schodów. Choć pedałuję bez oporu, na całkowitym luzie, strach i tak czai się płytko pod powierzchnią mojej jaźni, bo pierwsze ruchy są bolesne. Schodzenie po schodach w całości jest tragiczne. Potem przez pierwsze pół kilometra albo dalej noga boli tak, że strach paraliżuje co drugi krok. Powtarzam więc sobie dobitnie, choć w myślach, to co powiedział Doktor, że ból siedzi w głowie, i kiedy tylko zapominam się w kolejnych krokach, z których co drugi bolał, natychmiast przeholuję - a to krzywo stanę, a to zbyt powłóczysty krok zrobię, a to krawężnik chcę zdobyć z nieodpowiedniej nogi.
Pedałowanie do przodu, zwłaszcza po rozruchu, jakoś idzie. Spróbowałam pedałować do tyłu i zdziwiłam się bolesnością odwrotności wykonanego ruchu. Moja domowa rehabilitacja z zaleceń rehabilitanta z oddziału jędrzejowskiego szpitala jest na takim etapie, że pewnie powinnam obciążyć nogę ciężarkiem, bo zwykłe ćwiczenia nie dają mi już "wycisku". A do niedawna kwiczałam z bólu podczas tych ćwiczeń. Przy czym nie można pozwolić sobie na jakiś luz i ominięcie jednej choćby partii ćwiczeń, bo ból wraca od nowa i kwiczenie się włącza.
Jeszcze nocą, gdy chcę się przewrócić z boku na bok, muszę wydać polecenie mięśniom, by się napięły, wtedy cała operacja przewracania się jest bezbolesna. Gdybym nie wydała takiego polecenia, mięśnie nogi nie wiedzą, że mają się napiąć, zaś rozluźnione narażają staw kolanowy na bolesne ocieranie. To też jest powód to kwiczenia z bólu.

Z Paseczkiem zamierzamy jak co roku zimą zdobyć Obidzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz