Przedwczoraj Pani Rehabilitantka dała mi czadu. Po przedpołudniowym zabiegu leżałam całe popołudnie i skuczałam. Bolało! Oj, bolało! Dlatego wczoraj Pani Rehabilitantka wróciła do ćwiczeń z pierwszego dnia, aby dać kolanu i czworogłowemu odpocząć. Czadowe ćwiczenia były jednak krokiem milowym w rehabilitowaniu mojej nogi, bo gdy ból ustąpił okazało się, że ruchomość nogi poprawiła się w znacznym stopniu, a nawet bardziej niż w znacznym - noga z operowanym kolanem jest stabilniejsza i silniejsza od drugiej! Dziś ostrożniej, ale i tak na maksa ćwiczyłam zadawane ćwiczenia, by potem niemal w podskokach udać się na spacer. Trzeba mi było nabrać sprężystości kroku, bo właśnie kompletuję badania do kolejnej operacji ;). Lekarz rodzinny (w tym nielicznym przypadku akurat kobieta) na do widzenia powiedziała mi dzisiaj znacząco, że myśli, iż to już ostatnia operacja, do której wydaje mi zaświadczenie.
Gdy zapadł zmierzch wybraliśmy się na kolejną leczniczą wycieczkę do Krynicy-Zdroju. Z kolanem Dużej Małej Dziewczynki. Z uwagi na chroniczność dolegliwości lekarz na izbie przyjęć zasugerował wykonanie operacji. Na kolano Dużej Małej Dziewczynki. Nasz Doktor twierdzi, że to pech, a nie żadne prawo serii, ale ja śmiem podejrzewać, że urazy i zwyrodnienia stanu kolanowego przenoszą się drogą kropelkową, jak wirusy albo bakterie. Orteza na staw kolanowy należy bądź co bądź do Dużej Małej Dziewczynki, ale od kiedy weszliśmy w jej posiadanie bez przerwy jest w użytkowaniu przez nas obie.
Jeśli w przypadku Dużej Małej Dziewczynki artroskopia okaże się niezbędna będę musiała napisać pismo do obywateli kraju, w którym ze skruchą przeproszę za nadużywanie przez nas obie i jeszcze przez Mężczyznę, Który Kiedyś Był Chłopcem środków Narodowego Funduszu Zdrowia i stałe i systematyczne zubożanie wspólnej kasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz