MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 14 stycznia 2014

Żona Pana Żaczka w Życiu Pi

Żona Pana Żaczka właśnie instaluje się w szpitalu w Zakopanem na zabieg w dziedzinie torakochirurgii. Znaleziona na płucu zmiana pozwoliła lekarzom dać obietnicę, że usuną jeden, może dwa segmenty płuca metodą laparoskopii, ale Żona Pana Żaczka boi się, że podczas operacji okaże się, że jednak trzeba rozciąć ją na pół, hakami odciągnąć żebra i dobrać się do płuca tradycyjną drogą. Boi się również, że pomimo wstępnych ustaleń, że to, co na jej płucu wyrosło nie jest groźne, po zbadaniu okaże się tym, czym nie chciałaby, by się okazało. Wiele lat temu tata Żony Pana Żaczka przechodził tę drogę, więc ona tym bardziej się boi.
Z Panem Żaczkiem i jego Żoną od ponad dwudziestu lat jesteśmy sąsiadami. W niepogodę spędzamy wspólnie niedzielne przedpołudnia na kawie i plotach, a wiosną, latem i jesienią wyjeżdżamy na grilla za miasto. Dzielimy ze sobą wiele ważnych chwil w życiu ich i naszej rodziny. Razem chodzimy do kościoła i razem przeżywamy ważne wydarzenia. Nasze dzieci wychowywały się wspólnie, a Pan Żaczek do dzisiaj nie wie, jak iść z podniesioną głową przez podwórko przed blokiem od czasu, kiedy Duża Mała Dziewczynka będąc małym brzdącem, zadarłszy głowę do góry odpytywała go na tymże podwórku na cały głos: "Panie Żaczku, a dlaczego myjesz okna? Nie ma twojej Żony w domu?", albo "Żono Pana Żaczka, dlaczego idziesz do banku po pieniądze? To Pan Żaczek ci nie daje?". Przykładów można by mnożyć.
Nie wiem, czy Żona Pana Żaczka boi się bardziej niż bałby się ktokolwiek inny na jej miejscu, więc na pobyt w szpitalu podarowałam jej książkę Yanna Martela "Życie Pi", bo jak żadna ze znanych mi lektur, jest to książka o możliwości dokonania wyboru w sytuacji bez wyjścia. Bo kiedy się staje przed koniecznością przeżycia czegoś dramatycznego, można się widzieć w roli rozbitka na pokładzie szalupy ratunkowej z ludożercami pożerającymi matkę, albo na tym samym pokładzie maleńkiej łupiny targanej sztormami lub wystawionej na żar lejący się z nieba, poskromić najdzikszego, głodnego tygrysa ludojada i jeszcze się z nim zaprzyjaźnić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz