MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 31 grudnia 2013

Od dżentelmena do dżendermena

I pomyśleć, że przez wieki feministki w zawoalowany sposób szerzyły swoją ideologię dżender wmawiając z początku mężczyznom, że powinni być mili i szarmanccy wobec kobiet a honorowi względem innych przedstawicieli swojej płci. Miły, szarmancki i delikatny, to przecież lekko zniewieściały mężczyzna. Z tą płcią, czyli seksem też było nie tak jak sprawy się dzisiaj mają, bo pedantyczni Anglicy seksem właśnie zwali płeć do czasu zapewne aż nasz dzielny naród, który uwielbia pławić się w makaronizmach, nie zmienił i zwulgaryzował im znaczenia tego słowa, zastępując nim rodzimą kopulację. W tej sytuacji stateczni Wyspiarze nie mieli innego wyjścia, jak znalezienie nowego określenia na płeć i wybrali słowo gender.
Jeśli poszpera się w dziełach spisywanych na przestrzeni wieków przez autorów angielskich, francuskich i polskich i odnajdzie próby zdefiniowania pojęcia dżentelmena, tudzież zajrzy się w opracowania kodeksu mężczyzny honorowego można znaleźć informację, że słowo to w jakimś stopniu oznaczało również mężczyznę, który nie musiał pracować, szczególnie jeśli nie posiadał tytułu szlacheckiego, bo szlachcic i tak nie pracował. Słusznie więc jeszcze w pierwszej połowie XX wieku mawiano, że "Umowa dżentelmeńska to wzajemne zobowiązanie, które łamie się w nadziei, że druga strona go dotrzyma", by już na przełomie wieku XX/XXI do kanonu weszło powiedzenie: "Na pierwszej randce nie całuje gentleman, na drugiej gej".
Wkurzona jestem, że w niedzielę Świętej Rodziny, która w tym roku była dniem urodzin Dużej Małej Dziewczynki zmuszona byłam słuchać listu biskupów, który przejawiał w sobie elementy mowy nienawiści, a już na pewno nie szerzył Dobrej Nowiny. Dość mam bombardowania przez media wiadomościami o gender, więc idąc na Mszę św. chciałabym posłuchać, że Bóg kocha mnie i wszystkich innych, bo ukochał nas zanim nas stworzył.  
To ja przez całe swoje życie żyję w strukturze rodziny najpierw od rodziców ucząc się wzorców, potem przekazując je swoim dzieciom, by wreszcie móc patrzeć, jak pięknie i płynnie są przekazywane dalej. W rodzinie widziałam i widzę jaką siłą jest ekspresja psychiki dziecka, młodzieńca i dorosłego człowieka. To ja zmagałam się każdego dnia swojego matczynego życia z troską o dobre wychowanie dzieci, o umiejętność przekazania im świata wartości i z niepokojem o czyhające na każdym kroku zagrożenia współczesnego świata. Informacji o zagrożeniach i patologiach nie szczędziły media i rzeczywistość za progiem domu, dlatego w kościele chcę słuchać o miłości i Bogu - Dobrym Pasterzu, o Chrystusie, który jest mi Bratem i tak świat i mnie umiłował, że życie za mnie oddał. Potrzebuję dobrych wzorców bym mogła je przekazywać. Nie potrzebuję straszenia i zastraszania, bo tych życie nie szczędzi. A tymczasem w natłoku szerzącej się wojny na słowa (w tym słowa nienawiści) i burzenia jedności - list biskupów jest jak buldożer, który niszczy we mnie nadzieję na to, że jest gdzieś w moim życiu azyl i wytchnienie, dla zmęczenia patologią tego świata. Miejsce piękne i czyste, gdzie tęczą Przymierza Bóg związał się ze mną. Gdzie pali się światło, które ma moc przenikania najgłębszej ciemności. Miejsce, w którym uczy się miłości i przebaczania, bo to najtrudniejsze lekcje w życiu człowieka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz