Była tak krucha i delikatna jak Mała Duża Córeczka w jej wieku. Gdy wzięłam jej maleńką dłoń w swoją, miałam wrażenie, że trzymam pięciolatkę, a nie dziewięciolatkę. Więcej! Miałam wrażenie, jakby czas cofnął się i trzymam oto dłoń Małej Dużej Córeczki. Wszystkie wspomnienia ożyły.
Na pewno nie dlatego pochyliłam się nad tym dzieckiem bardziej niż nad innymi. Było w tej małej coś, co kazało mi zatrzymać się przy niej na dłużej. Zresztą najpierw się zatrzymałam zanim wzięłam jej dłoń w swoją.
Nie lubię, gdy obserwujący mnie ludzie wyciągają pochopne wnioski, że kieruję się osobistymi sympatiami i antypatiami w stosunku do podopiecznych. Jakże mylne i krzywdzące są te podejrzenia i takie stwierdzenie. W niektórych dzieciach jest po prostu coś, co trudno sprecyzować, podobnie jak w tej małej, co każe mi poświęcić im więcej uwagi. Powstaje niewytłumaczalna symbioza, która w równym stopniu potrzebna jest mi, jak i dziecku, które przyciąga mnie do siebie. Wiele takich dzieci spotkałam w swoim życiu.
Chodziłam wieczorem pilnując ciszy. Zaglądałam do wszystkich dzieciaków. U chłopców, którzy w naturze mieli burzenie regulaminów, zatrzymałam się nieco dłużej. Wysłuchałam wszystkich bolączek karmiąc ich na dobranoc wymyśloną na poczekaniu bajką z morałem. Idąc dalej dotarłam do pokoju tej małej i już w nim utkwiłam. Mieszkała z jedną tylko dziewczynką, nieco starszą od siebie. Pochodziły z tej samej miejscowości, mieszkały przy tej samej ulicy. Jak ta starsza potrafiła się wspaniale opiekować tą małą! Aż miło było patrzeć. Niestety ta starsza, choć całkiem nieświadomie, straszyła tą małą, przelewając na nią własne lęki przed nocą, obcym miejscem itd. Sięgała po historie, które ostatnio słyszałam z ust Mojej Babci i myślałam, że dziś już ludzie nie opowiadają takich dyrdymałów. Mała leżała w łóżku, przykryta olbrzymią kołdrą i wyglądała jak w łożu olbrzyma. Kolor twarzy nie różnił się wiele od koloru pościeli, pewnie zanim przyszłam połknęła sporą porcję opowieści z dreszczykiem. Z trudem powstrzymywała łzy, choć muszę przyznać, że trzymała się niezwykle dzielnie. Zaproponowałam, że usiądę chwilę. Właśnie wtedy wzięłam tę delikatną dłoń w swoją. Drżała. Głaskając ją po włosach zaczęłam snuć opowieści o lecie pełnym przygód. Nie po to, by składać na zapas obietnice, tylko, by odciągnąć jej myśli w innym kierunku.
Pomijając następny, wracałam do niej każdego wieczoru. Czekała. Miała specjalnie dla mnie przygotowane miejsce. W ciągu dnia była radosna i zabiegana jak większość dzieci, choć czasem przychodziła do mnie w dzień. Raz chciała się przytulić, innym razem tylko posiedzieć. Sama niewiele mówiła. Wolała słuchać moich opowieści, albo po prostu trwać w milczeniu. Uwielbiam takie milczące trwanie przy kimś, z kim można pomilczeć. Ona widocznie uznała, że jestem odpowiednią osobą, w towarzystwie której można milczeć bez ograniczenia.
Była piękna wewnętrznym pięknem. Delikatna i krucha. Kiedy się ze mną żegnała, powiedziała: - Nigdy o pani nie zapomnę.
- Dzięki mała. Twoja delikatna osoba potrzebna była i mnie. Kto wie, czy nie bardziej, niż ja tobie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz