Dopadła mnie chwila słabości, choć tragicznie rozciągliwa we wszystkich wymiarach, nawet w tych, co ich jeszcze nie odkryto. Spowodowały ją lęki na co dzień przyczajone, niekiedy tylko wyzwalające się na wolność. Po niej - może psychika przeczuła? - wiele godzin nocnych z potwornym bólem. Może tylko na zmianę pogody, a może jednak lęki wskazały bólowi drogę na powierzchnię? Przecież lekarz powiedział mi, że ból i kalectwo siedzą w głowie. Teraz, kiedy nieodwołalnie zapadła decyzja, że przed rekonstrukcją kolana muszę mieć jeszcze jeden zabieg, całkiem poważny, nie byłam w stanie stawić czoła przyczajonym lękom.
Mogłam się wygłupiać i żartować przez te wszystkie minione lata z zabiegu, który być może wtedy był lekkim - przynajmniej żartem. Dziś, jeśli nie zrobię tego wcześniej, rekonstrukcja kolana może stać się nawet niebezpieczna dla życia.
A ja boję się bólu. Bardziej od bólu boję się braku samodzielności.
Los jednak zsyła mi spotkanie z Jaśkiem Melą - Człowiekiem, którego niejednokrotnie stawiam za wzór młodym ludziom, z którymi pracuję. Jasiek będzie ze swoją ekipą, z podopiecznymi Fundacji Poza Horyzonty. Mam zamiar zanurzyć się w aurze optymizmu i sile, jaka spowija tego młodego Człowieka i namagnesować nią własną aurę i osobowość. W obliczu Jaśka Meli i jego podopiecznych moje sprawy są, choć bolesną i rodzącą wiele lęków, a jednak błahostką. W końcu, czy nie jestem szczęściarą, że w chwili, w której zrobiło się wokół mnie ciemno od lęku i bólu, dowiaduję się, że zmierza ku mnie ktoś ze światłem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz