MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 3 września 2013

Jej opowieść*

Znałam ją zaledwie chwilkę, ale jest chyba najbardziej wyrazistą postacią w moim życiu.

Myślałam, że spędzę tych kilka godzin w błogiej ciszy. W tamtych dniach, jak nigdy, pragnęłam ciszy i samotności. Ale nie! Ona musiała zostać! Nie mogła iść z innymi. W ogóle nie mogła robić tego, co wszyscy. Wiecznie wymyślała, że jej coś dolega. To ją ukąsił jakiś robal i choć nie było śladu, ją swędziało nie do wytrzymania. To znów bolał ją brzuch tak strasznie, że skręcając się siedziała w naszym pokoju aż nie dostała herbaty ziołowej, by zaraz potem biegiem przemieścić się w inne miejsce. Wciąż wymyślała dolegliwości niemierzalne dla laika tylko po to, by zwrócić uwagę wszystkich na swoją osobę. Do tego ta wieczna nieufność wymalowana na jej twarzy! No i teraz znów ją bolał brzuch i było jej niedobrze.

Imię miała kwiatom podobne. Kiedy tłum dzieciaków i rodziców stał przed autobusem, tuliła się do starszej kobiety, a ta powiedziała łagodnie: - Staniemy z boku. Przecież nie musimy stać w tej kolejce. Nie musimy być pierwsze. A przynajmniej dłużej będziemy razem. Pomyślałam: - Dziecko wychowywane przez babcię. Starsza kobieta kontynuowała: - Masz takie wyjątkowe imię, że na pewno wszyscy szybko cię zapamiętają. Czym zmusiła mnie do zapytania o imię dziewczynki.

Specjalnie usiadłam na innej ławce wskazując jej tę najbliższą, że jest cała dla niej. W pierwszym odruchu przysiadła na niej, ale zanim zdążyłam zająć wygodną pozycję, ona już siedziała przy mnie. Z początku wydawała się być zainteresowana swoimi sprawami, co dało mi złudne poczucie, że uda mi się zaznać ciszy i spokoju. Marzyłam, bym nie musiała się do nikogo odzywać. Ani tym bardziej nikogo słuchać. Choć słuchanie innych jest moim ulubionym zajęciem, jednak każdy tak ma, że czasem musi się zdystansować nawet od swoich ulubionych zajęć.

- Pani wie, te szczeniaczki są trzy, nie dwa. - Powiedziała ni stąd ni zowąd, a ja gorączkowo zastanawiałam się: o jakich szczeniaczkach ona mówi? Byłam przemęczona. Moje myśli toczyły się leniwie. - Wie pani, to tylko Oskar się pomylił, bo jak przechodził koło budy, to ona ledwie się oszczeniła i jeszcze nikomu nie pozwalała się zbliżać do młodych, więc Oskar widział tylko dwa szczeniaczki. Ale mama - widziała pani moją mną ze mną przy autobusie - mówiła mi, że są trzy, bo dokładnie policzyła. No bo ona przechodziła dopiero wczoraj koło budy, bo musiała zrobić tam porządek, a poza tym szła kaczkom dać jeść. Więc jednego szczeniaczka, tak jak pani mówiłam, dam koleżance na urodziny... - olśniło mnie i przypomniałam sobie, jak wczoraj, może przedwczoraj opowiadała mi o koleżance, której na urodziny da spóźniony prezent w postaci szczeniaczka - tej, co miała urodziny wczoraj.
- A co zrobisz z pozostałymi dwoma? - zapytałam udając zainteresowanie, choć najbardziej chciałam, by przestała gadać.
- Chciałabym zostawić je sobie, ale wiem, że nie mogę. Namówią mamę, żeby jeden był dla Oskara, a drugi dla mnie i żeby mama je potem sprzedała. Już kiedyś mieliśmy swoje młode koty i jak mama je sprzedała, to pieniądze dała nam.
- Po ile mama sprzedawała koty? - zapytałam nieco zaciekawiona z racji tego, że wszystkie koty, które przewinęły się przez nasz dom dostawaliśmy za darmo.
- Po 5,-zł. Niewiele, ale zawsze coś.
- Kim jest Oskar?
- Oskar jest wychowankiem mojej mamy. Adoptowaliśmy go. On jest moim bratankiem, ale jego tatę postrzelili w serce. To było w Paryżu. Bo on mieszkał w Paryżu.
- A co z mamą Oskara? - zapytałam z prawdziwym zainteresowaniem. Zwykle dzieci zostają przy matkach.
- Mama Oskara, to znaczy żona mojego brata chciała wychowywać Oskara, ale zaczęła pić po śmierci mojego brata. Teraz już nie pije, ale wtedy piła i mama uznała, że Oskarowi będzie lepiej u nas.
- I tak zgodziła się na to, by twoja mama adoptowała Oskara? - wciągała mnie w pajęczą sieć swojego życia.
- No nie! Zaczął się proces sądowy i podobno straszne rzeczy, ale ja tego nie pamiętam, tylko mi mama opowiadała. Oskar jest dla mnie jak brat, ale nie jest moim bratem, tylko wychowankiem mamy i wszystkim o tym mówię.

- A wie pani? Ja nigdy nie widziałam mojego brata. Tylko na zdjęciu. Ale mama pochowała wszystkie jego zdjęcia, bo mówi, że nie może ich jeszcze oglądać. Jest tylko jedno takie w trumnie, ale na to, to z kolei ja nie mogę patrzeć. Bo w ogóle mama mówi, że nie zdążyła zrobić wcześniej zbyt dużo zdjęć mojego brata.
- Miałaś tylko jednego brata?
- Nie. Czterech. Ale zostało mi dwóch.
- Jak to?
- Bo drugi też umarł. Tylko inaczej, tzn. nie postrzelili go w serce, tylko on był taki, jakby to powiedzieć, niedorozwinięty. I kiedyś, jak mama go kąpała, to zadzwonił telefon. No i mama poszła odebrać ten telefon i on się wtedy utopił. Ale o tym to nie mogę słuchać, jak mama opowiada. Zawsze wtedy płaczę.
- A ci dwaj pozostali?
- Jeden chodzi jeszcze do szkoły. Ma 15 lat. Nie?! Co ja mówię?! 17. Kiedy ten czas tak zleciał? - zaczęła się zastanawiać, niczym staruszka. - A drugi jest dorosły. Właśnie niedawno wrócił do domu, bo pracował w innym mieście. Mama mówi, że wrócił chyba po to, żeby ją wykończyć. Bo wie pani, on pije. Najczęściej piwo, ale jak ma pieniądze, to wódkę też - powiedziała konspiracyjnym tonem. - Ja bardzo lubię zwierzęta, a pani?
- Ja też.
- Oprócz psa mam w domu kota. Ale kiedyś mało go nie zabiłam. Ja tak lubię zwierzęta, a ten nicpoń na moich oczach zagryzł ptaka! Miał gniazdo przy stajni i tak pięknie śpiewał i ten kot się przyczaił i na moich oczach! Już złapałam widły, żeby go zabić, zamachnęłam się i wtedy pomyślałam, że przecież ptaku życia to nie wróci. Mam jeszcze kaczki. Kiedyś miałam ulubioną kaczkę, ale mama ukręciła jej łeb i sprzedała ją sąsiadowi. Poszłam z mamą zanieść ją sąsiadowi. Na początku trochę płakałam, ale jak zobaczyłam, że mama dostała za nią worek ziarna dla innych kaczek, to już tak nie płakałam. Przecież one muszę coś jeść. Sąsiad jeszcze rzucił mamie monetę na stół tak, że się kręciła: za dobrą współpracę, żeby się układało - powiedział. Tylko nie wiem, czy to było 2,-zł, czy 5,-zł, bo mama ją zakryła dłonią, zatrzymała i szybko schowała do kieszeni. Mama musi zbierać grosz do grosza.
- A mama pracuje? - zapytałam nie z ciekawości, tylko by niezobowiązująco kontynuować rozmowę. Dziewczynka mówiła barwnie i ciekawie. Słuchało się jej z przyjemnością, o czym nie omieszkałam jej powiedzieć:
- Ładnie potrafisz opowiadać.
- Pani w szkole też tak mówi. Zawsze z zadań z języka polskiego dostaję szóstki i piątki. To znaczy charakter pisma mam podobno brzydki i czasem robię błędy ortograficzne, ale pani mówi, że tego mi nie ocenia, że ocenia mi samą treść. Mówi, że powinnam zostać pisarką melodramatyczną. Kiedyś jak napisałam zadanie, to potem jak czytałam mamie, to obie płakałyśmy.
- Nie. Mama nie pracuje, żyjemy z gospodarki. Nie mamy tego wiele, a dom jest duży. O taki jak ten od tych drzwi, do tamtego okna - wskazała budynek naprzeciw, którego siedziałyśmy. - Utrzymanie tego domu kosztuje. A tata, jak jeszcze mieszkał z nami to podkradał mamie pieniądze z portfela.
- To tata nie mieszka z wami? - czułam, że grunt robi się coraz bardziej grząski, ale chyba nie było odwrotu.
- Nie. Zawsze jak się wściekał na mamę, to wychodził i mówił, że idzie do baru i więcej nie wróci do domu. Ale tylko tak straszył mamę. Aż w końcu mama go wyrzuciła z domu. Ale nie było łatwo.

I rozmowa, w zasadzie monolog dziewczynki stał się trudny. Powinnam była coś zrobić, żeby nie słuchać więcej.

- Przejdźmy się gdzieś - zaproponowałam.
- Chętnie.

Szybko wróciła do swojej opowieści, która od początku nie była zwykła paplaniną dziewięciolatki.
- Tata w tym barze pił. Jak wracał bardzo pijany w nocy, to kłócił się z mamą o pieniądze, bo myślał, że ja śpię i nie słyszę. Którejś nocy obudziłam się. I całe szczęście. Wyszłam z łóżka i zaglądnęłam do kuchni, ale tak po cichutku, żeby mnie nikt nie zauważył. Tata właśnie przewrócił mamę i już miał ją kopnąć, ale ja, nie namyślając się ani chwili, skoczyłam na niego, na plecy i uratowałam mamę. Bo on musiał mnie strząsnąć z siebie. Potem, jak mnie zrzucił ze swoich pleców, chciał mnie bić, to znowu mama uratowała mnie, ale potem powiedziała, że gdybym się nie zjawiła, to byłby ją zabił... Tata narobił strasznych długów. I mama do dzisiaj je spłaca. Kiedyś widziałam, jak tata wyciągał pieniądze ze skrytki mamy. On często mamie podkradał pieniądze z portfela, ale mama mówiła, że to były drobne kwoty, więc udawała, że nie wie, żeby on się nie awanturował. Ale kiedyś wyciągał ze skrytki mamy, więc pewnie chciał wziąć dużo. Ja tak po cichutku zaglądałam do pokoju. Mamy nie było w domu. On mnie zauważył, wyciągnął do mnie pięść i powiedział, że jak powiem mamie, to mnie zabije. Najpierw się wystraszyłam. Ale potem powiedziałam mamie, że wziął jej pieniądze. Przecież mama była bezpieczna. On powiedział, że mnie zabije, a nie ją...

* Postacie, które przedstawiam buduję literacko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz