MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 listopada 2013

6 dni

Poszłyśmy z Lulą na spotkanie autorskie z panem Pawłem Spodenkiewiczem, autorem książki "Stefan Miecznikowski - jezuita i harcerz". Przechodziłyśmy przez ulicę Pijarską pod oknami, na których zawisła kontrowersyjna wystawa, ale nie zadarłyśmy głów do góry a tłumów gardzących, czy też podziwiających, które mogłyby nam wskazać, w którym miejscu głowy zadrzeć, również nie było. Zdecydowanie tłumniej jest w dziale komentarzy internetowych pod zamieszczonym linkiem.
Spotkanie autorskie, do których nawykłam od wczesnego dzieciństwa, było sympatyczne. Autor jest historykiem, pracownikiem łódzkiego IPN-u i kim tam jeszcze - warto przeczytać w Internecie. Kiedy mówił o swoim bohaterze, wyczuwało się w nim duszę romantyczną. Wyczuwało się też, że jest zauroczony i zachwycony postacią jezuity, harcerza. Nawiązywał do tylu drogich memu sercu wątków, że czułam, że z powodzeniem mogłabym zająć jedno z miejsc zajmowanych przez przyjaciół i druhów w bogatym w czyn życiu "Gorącego Serca". Bo takie leśne imię przyjął o. Miecznikowski w sądeckim harcerskim męskim hufcu.
Autor osobiście znał swego bohatera. Poznał go w czasie internowania, gdy ten przyszedł z posługą kapłańską do internowanych w Łęczycy. Kiedy wspominał, że na krótko przed swoją śmiercią o. Miecznikowski położył swoją dłoń na jego, mówiąc: "wspomnij mnie kiedyś", głos mu się załamał, a ja od razu wiedziałam co czuł od tamtej chwili przez wszystkie dni, które doprowadziły go do napisania książki i do Nowego Sącza.
Poznanie życiorysu Stefana Miecznikowskiego - jezuity i harcerza było wspaniałą lekcją patriotyzmu.
Dzieląc się sposobem pracy nad książką autor dał mi cenną lekcję. Powiedział, że kiedy szperał w archiwach i odgrzebywał różności w postaci zdjęć, notatek itp. WYOBRAŻAŁ SOBIE, jak to mogło być. Zapomniałam o tym, że historyk musi sobie przede wszystkim umieć wyobrazić, stworzyć obraz itp. A przecież dwoje starszych dzieci wychowałam na historyków. Pewnie więc sama działam intuicyjnie, nie zdając sobie z tego sprawy. I co? I autentyzm moich działań poszedł się paść. Odtąd już będę na chłodno kalkulować ile wyobraźni włożyć, by (jakąś) historię zbudować.
Zaraz po przyjściu do domu natknęłam się w Internecie na "Sądeckie Kroniki", których autorem jest Feliks Rapf - profesor gimnazjalny. Profesor Rapf wraz z rodziną był pierwszym gościem Stanicy Harcerskiej w Kosarzyskach z końcem sierpnia 1927 r. na co jest dowód w postaci osobistego wpisu do Kroniki Stanicy, który to wpis z dziką radością badacza zaledwie tydzień temu odnalazłam w stanicznej kronice znajdującej się w Archiwum Narodowym o/N.Sącz. Zaś "Sądeckie Kroniki " zaledwie kilka lat temu znalezione w czyjejś szufladzie, wystawiono i kupiono na aukcji i pokazywano z wielką atencją w Sączu. Choć żadne instytucje publiczne nie były zainteresowane kupnem owych i zakupiła je prywatna osoba. Gdy 2 lata temu (pewnie z nawiązką) oglądałam po raz pierwszy "Sądeckie Kroniki" nazwisko Rapf nic mi nie mówiło... dziś jestem szczęśliwą posiadaczką wiedzy, że jako pierwszy śnił sny pod niebem rozpostartym nad Szeroką Polaną, na której stoi najwspanialszy dom na świecie - Stanica Harcerska w Kosarzyskach. Proszę zwrócić uwagę w filmie na aspekt zatytułowany "Tradycja" i ilość harcerzy w przedwojennym Sączu. (A dziś mówi się harcerzom, by nie przychodzili na uroczystości patriotyczne, bo nie będzie dla nich miejsca...).
"Rozsłonecznionej pogody przyrody i ducha, jaka nam tutaj przypadła w udziale, życzę wszystkim tym, którzy kiedykolwiek pod dach Stanicy zawitają" - pisał profesor. 
Kolejny człowiek orkiestra - grał na wszystkich instrumentach; wychowywał i uczył, wspierał działalność charytatywną, dokumentował i pewnie długo by wyliczać tak w przypadku profesora Feliksa Ralpfa, jak i o. Miecznikowskiego.
Znam i dzisiaj takich ludzi - autorytety, które jak cokół podtrzymują pomnik ludzkości. Pomnik, który czas kruszy bezlitośnie im więcej lat, a z nimi doświadczenia mi przybywa. Na szczęście rodzą się jeszcze tacy ludzie. 


Wpis prof. Rapfa do kroniki Stanicy


Sądeckie Kroniki prof. Feliksa Rapfa


Nie zrobiłam dziś żadnych pierogów na zapas. Ani innych przyziemnych rzeczy - na 6 dni przed operacją. Bo dzisiejszy dzień był tym, dlaczego operacja się przesunęła w czasie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz