BOLI.
Podczas wizyty kwalifikującej do zabiegu Doktor mówił, że operacja będzie polegała na niemal całkowitej rekonstrukcji stawu kolanowego. Zabieg będzie wykonywany przy znieczuleniu podpajęczynówkowym i ponoć mogę oglądać wszystko na monitorze.
Po pierwsze Doktor będzie mi wstawiał śrubę w kość piszczelową, by uzupełnić wytarte i wyłamane fragmenty kości. Śruba wstawiona pionowo od góry do dołu będzie podporą dla sztucznej łąkotki (a może allogenicznej? tego nie wiem), ponieważ i łąkotka przyśrodkowa i powierzchnie stawowe kości piszczelowej i udowej wraz z fragmentami kości są wytarte, starte i połamane. Następnie zrobi osteotomię okolicy stawu kolanowego, tj. przeniesienie obciążeń w stawie z okolicy przeciążonej na zdrową przez przecięcie poziome kości i korekcję osi (Doktor wyraził się: lekko pani wyszpotawię nogę, by w przyszłości, gdy się nam staw zregeneruje odwrócić z powrotem oś nogi na miejsce ;) ). Osteotomię stabilizuje się metalowymi implantami, pozwalającymi na zrośnięcie się odłamów. Jest tam jeszcze w moim kolanie do zszycia któreś więzadło, prawdopodobnie przednie krzyżowe i torbiel Bakera do usunięcia. Prócz tego trzeba poodkurzać, by usunąć walające się fragmenty odłamanych fragmentów kości piszczelowej i udowej oraz jakieś śmieci po uszkodzeniu łąkotki i rzepki.
Po 24 godzinach od zabiegu, najdalej po 48, mam wyjść do domu.
Miniony tydzień, w związku z odroczeniem jakie uzyskałam, był cudownym tygodniem bez żadnych strachów. Jedynym lękiem jaki mnie spowijał był ten, jak dotrwam z tym kolanem do kwietnia, ale nadzieja na odwleczenie się tego wszystkiego w czasie była tak wielka, że miałam same optymistycznie wizje.
Więc zostało 10 dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz