MOTTO

"Powiadają przecie:
nie dla bryndzy bryndza
nie dla wełny wełna
ani pieniądz nie dla pieniądza".
(St. Wincenz "Na wysokiej połoninie")

Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 24 listopada 2013

10 dni

Kiedy po południu odebrałam maila od Doktora z informacją, że jego zespół uzyskał pieniądze od NFZ i moją operację zaplanował na nowo na 4 grudnia, to wystraszyłam się bardziej niż w ogóle do tej pory się zdążyłam bać w związku z wiedzą o operacji kolana. Nie podobało mi się przełożenie zabiegu na kwiecień, bo wyglądało to tak, że nie dość, że kontrakt został wyczerpany i moja operacja nie odbędzie się w zaplanowanym terminie, to jeszcze dodatkowo zostanę ukarana przeniesieniem na koniec kolejki. Skoro więc dzisiejsza informacja spowodowała taki lęk, to musiałam w głębi ducha liczyć na ten kwiecień, choć tak naprawdę nie wyobrażałam sobie jakim cudem to kolano doniesie mnie do wiosny.

BOLI.

Podczas wizyty kwalifikującej do zabiegu Doktor mówił, że operacja będzie polegała na niemal całkowitej rekonstrukcji stawu kolanowego. Zabieg będzie wykonywany przy znieczuleniu podpajęczynówkowym i ponoć mogę oglądać wszystko na monitorze.
Po pierwsze Doktor będzie mi wstawiał śrubę w kość piszczelową, by uzupełnić wytarte i wyłamane fragmenty kości. Śruba wstawiona pionowo od góry do dołu będzie podporą dla sztucznej łąkotki (a może allogenicznej? tego nie wiem), ponieważ i łąkotka przyśrodkowa i powierzchnie stawowe kości piszczelowej i udowej wraz z fragmentami kości są wytarte, starte i połamane. Następnie zrobi osteotomię okolicy stawu kolanowego, tj. przeniesienie obciążeń w stawie z okolicy przeciążonej na zdrową  przez przecięcie poziome kości i korekcję osi (Doktor wyraził się: lekko pani wyszpotawię nogę, by w przyszłości, gdy się nam staw zregeneruje odwrócić z powrotem oś nogi na miejsce ;) ). Osteotomię  stabilizuje się metalowymi implantami, pozwalającymi na zrośnięcie się odłamów. Jest tam jeszcze w moim kolanie do zszycia któreś więzadło, prawdopodobnie przednie krzyżowe i torbiel Bakera do usunięcia. Prócz tego trzeba poodkurzać, by usunąć walające się fragmenty odłamanych fragmentów kości piszczelowej i udowej oraz jakieś śmieci po uszkodzeniu łąkotki i rzepki.

Po 24 godzinach od zabiegu, najdalej po 48, mam wyjść do domu.

Miniony tydzień, w związku z odroczeniem jakie uzyskałam, był cudownym tygodniem bez żadnych strachów. Jedynym lękiem jaki mnie spowijał był ten, jak dotrwam z tym kolanem do kwietnia, ale nadzieja na odwleczenie się tego wszystkiego w czasie była tak wielka, że  miałam same optymistycznie wizje.

Więc zostało 10 dni.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz